Jeszcze nie wiem, jak w tym roku poszła maturzystom matematyka, ale pewien jestem, że i tak mieli fart. Gdyby matury rozpoczęły się z tydzień później, mogłoby trafić się np. zadanie w rodzaju: „oblicz, ilu uczestników liczyła sobotnia demonstracja KOD” (na podstawie szerokości i długości ulicy). I co? I duda, bracie! Bo już od paru dni z okładem pół Polski liczy i doliczyć się nie może, ilu. Narodowa telewizja liczy, policja liczy - więc w zasadzie liczyć możesz już tylko na siebie. 45 tysięcy koma dwa i 195 tysięcy w rozumie. Słodki Jezu! Że też wysłuchane moje zostały modły i moja generacja X matematyki zdawać nie musiała. Mogła pić beztrosko jabłkowe wina w parku na ławce majowymi wieczory z dziewczynami co łyk piękniejszymi, parol urzędowy mając, że matura będzie humanistycznie bezmatematyczna. I taka też była.