W czwartek sugestię odebrałem jasną – felieton ma być świąteczny. Wróciłem więc do domu, zakupione w Empiku książki zwaliłem w kąt i od razu, karnie, zacząłem oglądać „Kevina samego w domu” – oczywiście, wyłącznie po to, aby wczuć się w świąteczny klimat. Zresztą, co ja wam będę tłumaczył, sami przecież co święta tego Kevina wałkujecie! Rok temu na Polsacie obejrzały go ponad 4 miliony osób. Z tak żelaznym elektoratem Kevin byłby drugą siłą w polskim parlamencie – pomyślałem, przyglądając się, jak ośmioletni Macaulay Culkin broni swej rezydencji przed złodziejami. Joe Pesci i Danile Stren wpadają w kolejne pułapki: wywracają się na porozstawianych resorakach, spadają ze schodów strącani puszkami z farbą, gubią złote zęby, są rażeni prądem, podpalani, parzeni i chyba tylko cudem dożywają do napisów końcowych.