W drodze na Wigilię co roku przejeżdżam obok cmentarza. Na parkingu pod ceglanym murem stoi spora gromadka samochodów. Ruch nie tak wielki, jak na Wszystkich Świętych, ale jednak poruszenie. Przyjeżdżają, odjeżdżają. Wszystko na ostatnią chwilę, o tej szarej, grudniowej godzinie. Pewnie zawsze tak było, tylko wcześniej nie zwracałem uwagi. Wybierałem inną trasę, nie miałem samochodu. Albo w ogóle nie było potrzeby jechać, bo od rana byłem w rodzinnym domu.