Na scenie Zenon Laskowik wita publiczność w programie „Gotuj z nami”. Zapowiada przepis na potrawę patriotyczną, mianowicie na orła w brukselce. Potrzebny jest do niej orzeł nielot, a najlepsza hodowla takich jest na Wiejskiej w Warszawie. - Duży wybór - chwali Laskowik. Orzeł nielot, zamiast latać, woli wskakiwać na trybunę i znosić tam jaja trybunalskie, czyli takie, w których zamiast żółtka jest żółć, a zamiast białka - piana. Tyle o orle, teraz brukselka. Bierzemy brukselkę, rolujemy, rolujemy i wyciskamy z niej, co się da. - Zwłaszcza dopłaty - bystro zauważa Laskowik. - No i przyprawy, tzn. na okrągło pieprzymy. Z lewej i z prawej strony. Bon appétit.
Aż tu w czwartek z garnka wykipiało. I zamiast gaz pod garnkiem zmniejszyć, jeszcze bardziej go podkręcono i hojnie dodano... przyprawy. Z lewej i z prawej strony. Tusk pozostał na drugą kadencję wbrew woli aktualnych polskich władz i zgodnie z wolą władz nieaktualnych oraz tych kiedyś przyszłych. Został wybrany jako „kandydat niemiecki” i wsparty przez 27 państw wleczonych na germańskim pasku, wbrew woli macierzy - dlatego nie ma już prawa do polskich barw narodowych. Z drugiej zaś strony przyprawiono potrawę peanami, że w ten sposób zwyciężyła unijna jedność, że nie poddano się szantażowi, że utarto nosa wrogom praworządności. Jednych krzepi widok komitetu powitalnego na Okęciu, obsypującego kwiatami powracającą z brukselskiej misji premier. Innych znów - przypowieści zwycięzcy głosowania o niepaleniu mostów. Dużo tych przypraw, i na dodatek kipi, ale za to orzeł dusi się jak trzeba.
Cały ten spektakl miał w sobie coś ze stylistyki westernu. Jak wiadomo, w westernie bohater jest sam. Tutaj wręcz dubeltowo. Sam był kandydat - bo bez poparcia własnego kraju. Sama na sali obrad była premier wznosząca rękę przeciw. W oczach swych zwolenników wygrali oboje. Z westernami tak już jest, że jedni kibicują kowbojowi, inni reprezentantowi Indian. A na całej akcji tylko miasteczko najbardziej oberwie. Porządna rozróba przecież w westernie być musi i basta. Tym bardziej, że w imię realizacji własnej wizji mocodawca jednej strony gotów jest poświęcić wzrost gospodarczy.
A z drugiej strony słyszymy, że „wy macie swoje zasady, a my fundusze strukturalne”. Na to ci pierwsi, że zaostrzą kurs z UE i będą zohydzać brukselkę. Na to ci drudzy, że przyspieszą. Na to tym pierwszym Marine Le Pen wysyła znaczącego całusa z podtekstem wspólnego demontażu UE, co wprowadza nieco konsternacji. Ale, jak to często w westernach bywa, samotny jeździec zwykł był odrzucać względy damy po przejściach.
100 milionów złotych poszło na promocję Polski za granicą. Ale dopiero po czwartku mamy pewność, że w świecie, zamiast o polskich obozach, chętniej się mówi o polskim domu wariatów.