Święta, święta i po świętach! – piszę to przed świętami (co wymusza proces wydawniczy), ale mając ambicję autora dalekowzrocznego, czuję się wewnętrznie zobligowany już teraz przewidzieć poświąteczne nastroje społeczne. Patrzę za okno, pogoda pod psem: kapie, wieje, i ogólnie kwiecień-plecień. Święta upłynęły więc (jak przewiduję celnie) przy stole, przy którym coraz ryzykowniej się rozmawia i jeszcze ryzykowniej ogląda telewizję, bo a nuż ktoś coś palnie i kłótnia gotowa. Zresztą telewizja rządowa już nas podzieliła na dwie zasadnicze grupy – jedni wyłączają ją od razu,
a drudzy tylko, gdy są trzeźwi. Telewizje pozostałe są przed repolonizacją. Na szczęście z pełnymi ustami mówić nie wypada, więc – jedliśmy. A teraz, po świętach (co jakże celnie przewiduję), wchodzimy na wagę i wypinamy się przed lustrem, pamiętając, że zbliża się maj. Tragedia! Na wasze szczęście tak się pięknie składa, że przez kilka lat prowadziłem kącik porad, więc z tak bogatych doświadczeń zamierzam zrobić użytek. Uwaga! Za chwilę zdradzę, jak chudnąć na wiosnę.