Jakoś tak jeszcze w marcu, wiosennym przedpołudniem spacerowaliśmy po lasku sekulskim. Starszy jegomość przyjechał na rowerze, oparł go o drewnianą wiatę i przysłuchiwał się nieregularnej kanonadzie z pobliskiej strzelnicy. – Ładnie walą – rzucił do nas porozumiewawczo. – Na ruskich nasze chłopaki się ćwiczą – dodał z uśmiechem. To było w marcu. Ostatnio
w „Sieciach Prawdy” czytam wywiad z Macierewiczem. Szef MON kreśli w nim m.in. wizje wojny z Rosją. Mówi o gotowości Rosjan do ataku na państwa bałtyckie, na Ukrainę, ale też na Polskę – przy równoczesnym blokowaniu USA możliwości odsieczy. „Jesteśmy świadkami wzrastającego zagrożenia”
– ocenia Macierewicz. I podaje jako receptę „zwiększenie wysiłku zbrojeniowego” oraz większe skupienie „na artylerii lufowej i rakietowej”, która stworzy zaporę ogniową, niepozwalającą Rosjanom wedrzeć się w głąb kraju. Zdałem sobie wówczas sprawę, że od wiosny nie spotkałem już w lasku sekulskim wspomnianego starszego jegomościa z rowerem i batalistycznymi wizjami. Czyżby dostał jakiś doradczy etat w MON?