Mówi się, że wędkarze to ludzie, którzy mają szmergla na tle swojego hobby. I dobrze się mówi. Bo, żeby niemal w środku mroźnej nocy zrywać się i pakować do „busa” w ponad 3-godzinną podróż, trzeba mieć - nazwijmy to - silny charakter.
Mówi się, że wędkarze to ludzie, którzy mają szmergla na tle swojego hobby. I dobrze się mówi. Bo, żeby niemal w środku mroźnej nocy zrywać się i pakować do „busa” w ponad 3-godzinną podróż, trzeba mieć - nazwijmy to - silny charakter.
Przed nami zbiornik „Siemianówka” przy samej granicy z Białorusią. Jeden z największych w Polsce, słynący z obfitości ryb. Wyruszamy o godzinie 3.00 w 15 chłopa: młodszych, starszych, wędkarskie wygi i nowicjusze w wędkarstwie podlodowym.
Krzysiek – prezes koła wędkarskiego przy siedleckim Mostostalu przypomina plan eskapady.
- Pierwszego dnia rozgrywamy zawody o mistrzostwo koła. Liczy się ogólna waga złowionych ryb. Drugiego dnia rywalizujemy o największego okonia.
Zawody zawodami, ale jedzie się przede wszystkim po to, żeby się spotkać, pogadać, zrelaksować. Ale i tak pojawia się adrenalina, związana z rywalizacją. Zawsze też miło podworować sobie z kolegi, który nic nie złowił...
W ruch idą świdry i wędki uzbrojone w mormyszki. Zaczyna się zabawa. Przed nami 6 godzin wysiadywania na lodzie.
Maciek Jaszczuk jest pierwszy raz na zawodach w wędkarstwie podlodowym. Wcześniej dopytywał, co i jak. Teraz okazało się, że potrafi być naprawdę irytujący... Wędkuję zaledwie kilkanaście metrów od niego i łowię same jazgarzyki po kilka centymetrów, a Maciek, uchodzący za amatora, co chwila wyciąga z przerębla leszcze po około 30 centymetrów.
- Młody leszcze łapie – rozchodzi się po lodzie.
Piotrek, który też niedawno rozpoczął przygodę z wędkowaniem na lodzie, testuje kolejne mormyszki. Także trafiają mu się leszcze, ale te łowi już prawie każdy. Tymczasem Piotrek holuje właśnie lina! Ryba parę razy odbija mu już spod samej powierzchni. Wreszcie ostatni chwyt i na lodzie ląduje lin o długości 34 centymetrów! Teraz wśród ekipy z Mostostalu mówi się już o drugim „młodym”, który wyholował piękną rybę. Na żyłkę o grubości 0,08 milimetra! Chodzą też słuchy, że ktoś miał dwa sandacze, niewymiarowe. A że obowiązuje okres ochronny, trafiły z powrotem do wody.
Andrzej poświęcił się, aby pełnić rolę sędziego. Robi to z energią i entuzjazmem dyskotekowego didżeja.
- 5 minut do końca zawodów, 3 minuty, jedna... Panowie kończymy!– woła tubalnie, aż wędki same wypadają z rąk, a lód mało nie popęka.
najnowsze
popularne