Książki to kamienie milowe w moim życiu

- W moim dzieciństwie straszyło się jeszcze dzieci Cyganami. Przyjdą Cyganie i cię zabiorą. Ta fraza gdzieś tam w mojej głowie jest, więc ktoś mnie musiał tak straszyć. Myślałam sobie: jakie to by było cudowne, jakby tak przyjechał tabor kolorowy i zabrał mnie...

 - przyznała się 15 maja, na spotkaniu z czytelnikami w Muzeum Regionalnym w Siedlcach pisarka Joanna Bator. Pomysłodawcą i organizatorem spotkania, które zwieńczyło świętowany od 8 maja Tydzień Bibliotek, była Miejska Biblioteka Publiczna w Siedlcach. 

Spotkanie poprowadziła pisarka, sąsiadka i przyjaciółka laureatki Nagrody Literackiej Nike (za powieść "Ciemno, prawie noc"), Katarzyna Gacek.

 

- Byłam dzieckiem bardzo ciekawym i marzycielskim. Już w tych pierwszych latach rodziło się w mojej głowie pragnienie podróży. Miałam taką książkę "Baśnie z dalekich wysp i lądów", pięknie wydaną. Książki to kamienie milowe w moim życiu.

W pierwszych latach istnienia komputerów komputer zmieniał moje nazwisko na "tabor", czyli na anagramicznie bliskie słowo. "Piaskową Górę" wysłałam do wydawnictwa jako Joanna Maria Tabor. Bohaterka "Ciemno, prawie noc" ma na nazwisko Tabor. Alicja Tabor - powiedziała pisarka. 

 

Joanna Bator urodziła się w Wałbrzychu. Studiowała we Wrocławiu i w Warszawie. Mieszka w Podkowie Leśnej. Pisze i biega po lesie.

Jak to się stało, że wybrała studia kulturoznawcze?

- Po 100 latach ma się wrażenie, że bardzo ważne decyzje podejmuje się, kiedy jest się tak bardzo młodym. Ma się 18-19 lat, decyduje się na jakie się idzie studia. Przecież jeszcze wtedy wie się o sobie niewiele. Wiedziałam o sobie niewiele w tamtym czasie. Nie miałam żadnego szczególnego talentu, który by się wysuwał na pierwszy plan. Wiedziałam, że mam dość porządnie działający umysł i że mogę iść albo na politechnikę, albo na polonistykę. Poszłam do studium teatralnego, bo zawsze się interesowałam teatrem przez te lata licealne zwłaszcza. Spędziłam rok we Wrocławiu w trupie teatralnej. Przygotowywaliśmy spektakl dla dzieci "Lampa Alladyna". Byłam troszkę lepiej niż lampą. Byłam Księżniczką Badr-el-Badurą. Świadczy to o moim bardzo ograniczonym emploi. Reżyser spektaklu widział, że nie porażam talentem. Ale poważnie było to wspaniałe doświadczenie magii teatru. Tego, że kawał materiału błyszczący gra rzekę i że dzieci to kupują. Że jest się w stanie wyczarować za pomocą gestów, słów i paru rekwizytów opowieść przed oczami ludzi. To było cudowne. Po tym roku poszłam na wrocławskie kulturoznawstwo. Gdybym drugi raz miała podejmować taką decyzję w życiu, poszłabym na te same studia - przyznała pisarka.  

W "Gazecie Wyborczej" wrocławskiej zobaczyła ogłoszenie o naborze na studia doktoranckie do Wyższej Szkoły Nauk Społecznych w Warszawie przy Polskiej Akademii Nauk.

- To był jeden z takich błysków. Że ja się jeszcze nie nastudiowałam. Że studia jako takie kształcenie się dla samej siebie jest wspaniałe. Że to mnie naprawdę kręci. Studia te były wyjątkowe pod tym względem, że nie mieliśmy obowiązku dydaktycznego. To było przedłużenie studiów, tylko na wyższym poziomie. To był dar, jeden z kilku, jakie miałam szczęście dostać. Że nagle znalazłam się wśród wykładowców, których znałam wcześniej jako nazwiska na książkach, w gronie ludzi, którzy byli bardzo ciekawi. Którzy teraz sprawują ważne funkcje w naszym kraju i piszą książki.

Po doktoracie zaproponowano jej pracę w Polskiej Akademii Nauk. 

Nie miała w Warszawie nikogo. Pojechała z jedną torbą, bez znajomości, bez nazwiska, bez żadnych dóbr materialnych.

- Miałam ciocię, z którą nie łączyły mnie więzy krwi, tylko bardzo skomplikowane skoligacenie. Mieszkała w blokowisku na Jelonkach. Była kociarą. Jej przyjaciółka, Baśka, była kociarą bardziej pełnowymiarową. Mieszkała w malutkim mieszkanku z gromadą kociąt i karmiła koty dzikie. Wokół niej były inne kobiety, kociary, które przychodziły do cioci po pieniądze. Ciocia jak na ciocię z blokowiska była dość zamożna, bo wujek był generałem. Utrzymywała połowę kociar i kotów z Jelonków.  

Pani Joanna miała 29 lat, była adiunktem w Polskiej Akademii Nauk, kiedy zaczęła mieć pierwsze wątpliwości, czy naprawdę chce to robić do końca życia. Wyjechała po raz trzeci do Nowego Jorku i tu dostała formularz na 2-letni kontrakt do Japonii. Podjęła decyzję i wypełniła go w ciągu jednej nocy. 

- W ogóle nie zostałabym pisarką, gdybym nie pojechała do Japonii. To był dar. Myślę, że w życiu każdego człowieka są ze dwie - trzy takie chwile, takie momenty, kiedy wszystko może się zmienić bardzo radykalnie. Nie wiem, czy na lepsze, czy na gorsze, ale bardzo radykalnie. Kiedy nagle możemy skręcić ze swojego życia na zupełnie inną ścieżkę. Problem w tym, żeby je zauważyć, żeby ich nie przegapić.

"Piaskową Górę" (nazwa dzielnicy, w której mieszkała przez 12 lat jako dziewczynka i nastolatka) i "Ciemno, prawie noc" (za tę powieść otrzymała w 2013 r. Nagrodę Literacką Nike) napisała w Tokio.

Kiedy pisze, musi być jasno. Siada przy czystym stole, na którym jest dużo herbaty, głównie zielonej. Od niedawna na tym stole leżą dwa koty, które pisarka bardzo lubi głaskać. Nigdy nie je niczego przy pisaniu. (Ana)

Komentarze (1)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.