Inspekcja weterynaryjna, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i miejscy urzędnicy w ubiegłym tygodniu po raz kolejny kontrolowali gabinet weterynaryjny „Piesio”, do którego trafiają bezdomne zwierzęta z Siedlec. Nie stwierdzono uchybień, choć kontrole nie były zapowiedziane.
To pokłosie ataku warszawskiej Fundacji Zwierzęca Polana na właściciela gabinetu, któremu zarzucono złe traktowanie zwierząt, trzymanie ich w za małych klatach i nie wypuszczanie na zewnątrz. Na stronie fundacji nadal pojawiają się kontrowersyjne posty. Raz, że w Siedlcach zwierzęta są wysyłane do „mordowni” lub upychane po oczyszczalni ścieków, a zaraz potem, że urząd oszczędza na zwierzętach, nie wysyłając ich do schroniska. Ani słowem nie wspominano o rosnącej liczbie adopcji zwierząt, co oznacza, że nie trafiają one do schroniskowych boksów, tylko zyskują nowych właścicieli.
Psia afera zaczęła się dwa tygodnie temu, gdy na stronie fundacji ukazało się zdjęcie, mające dokumentować, w jak złych warunkach przebywają zwierzęta. W klatce były bowiem kupy. W internecie zawrzało. Nikt z fundacji jednak nie skontaktował się z gabinetem, nie próbował interweniować.
Tymczasem właściciel gabinetu Paweł Prokopowicz wyjaśnił, że klatki dla psów są sprzątane dwa razy dziennie, a zdjęcia zostały zrobione tuż przed czyszczeniem boksów. Gdy zarzucano mu, że psy cały czas siedzą w boksach, zapewnił, że dysponuje materiałami z monitoringu budynku przychodni, na których dokładnie widać, że psy są wypuszczane dwa razy dziennie na teren za budynkiem. Ponadto przychodzą wolontariusze, którzy wyprowadzają psy na spacery. Potwierdziła to jedna z wolontariuszek.
Zostało Ci do przeczytania 73% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 10/2020:
najnowsze
popularne