Impreza, do której tradycyjnie przylgnęła nazwa „biesiada”, w ciągu kilkunastu lat wyrosła na najhuczniej obchodzone, najbardziej radosne święto w Węgrowie. Rozmachem dystansuje zarówno Dni Węgrowa, jak i rocznicę bitwy pod Węgrowem. Jak co roku przyciąga tłumy. Początek wakacji, to dobry czas, by wreszcie się zabawić.
Korowód nad zalew
W sobotnie popołudnie, punktualnie o godz. 15.20, korowód uczestników festiwalu niespiesznie wyruszył spod WOK w stronę zalewu. Na niebie błękit i lekkie chmurki, bo na biesiadę w Węgrowie zawsze jest pogoda.
Biesiada skróciła się do dwóch dni, zmieniła charakter, wyprowadziła się z rynku nad zalew – ale jest! Żyje, przetrwała i wciąż bawi. Zmienia się, bo wszystko się zmienia. Nie ma już transmisji telewizyjnej (najpierw bezpośredniej, potem retransmisji). Nie są już jej potrzebne profesjonalne, wielokrotne próby widowiska pod okiem telewizyjnego reżysera, który nie raz w irytacji przeklął szpetnie, sztorcując niesfornych artystów. Wiele się zmieniło, ale tradycja dobrej zabawy wciąż jest żywa.
Muzykanci idą nieśpiesznie, tancerze popisują się kręcąc taneczne figury na asfalcie, chętnie pozują do zdjęć. Jest leniwe sobotnie popołudnie i nikomu się nie spieszy. Korowód zespołów, eskortowany przez radiowozy, powolutku zbliża się do sceny i namiotu nad zalewem. W krainę grillowanego mięska, cukrowej waty, straganów pełnych chińskiego plastiku, głośnej muzyki i baniek mydlanych, które właśnie fruwają nie wiadomo skąd.
najstarsze
najnowsze
popularne