Dobrze, jak dobrze…

Badyl w mrowisko

2012-10-20 11:56:56 liczba odsłon: 2906

Dawno temu poznawałem tajniki spawania elektrycznego. Pan Mańkowski, mój nauczyciel zawodu, przyglądał się, jak to robię, potem opukał młoteczkiem otulinę na spawie, który dopiero co położyłem i pokazał mi jak źle to zrobiłem. Ja zaś, z głupawym wdziękiem młodziaka uważającego, że wie wszystko, odparłem: „E, co tam, pryśnie się jeszcze raz i będzie git!”. Pan Mańkowski spojrzał na mnie srogo i powiedział: „Ej, mądralo, a masz ty świadomość, że spawasz konstrukcję nośną dachu; a co byłoby, gdyby twój partacki spaw puścił, a pod nim pracowali ludzie? Wszystko dobrze, jak dobrze, ale jak by coś się stało, to jak będziesz się czuł?” Zapamiętałem te słowa, a obraz walącego się dachu z powodu braku mojej rzetelności prześladował mnie dość długo.

Te scenka przypomniała mi się podczas słuchania informacji o zwolnieniu szefowej puckiego ośrodka adopcji za niekompetencję, której skutkiem była śmierć dwójki dzieci w rodzinie zastępczej. Nieprawidłowości ujawniła – jak zwykle u nas – specjalna kontrola zarządzona przez organ nadrzędny. A gdzie – do diabła ciężkiego! – byli owi, dziś tak mądrze i boleściwie gadający urzędnicy, rok, czy dwa temu? Jak sprawowali swoje funkcje nadzorcze!? Dlaczego, przy prezentowanej dziś mądrości i kompetencji, pozwolili, by dysfunkcyjne małżeństwo otrzymało status rodziny zastępczej?

Ale przecież moje wątpliwości dotyczą ogółu instytucji mających w swych zakresach obowiązków nadzór nad czymkolwiek! Wszystko jest dobrze, jak jest dobrze, a gdy zawali się jakiś dach (jak ten w Katowicach), spadnie z nieba jakiś samolot (jak Casa C 295 M, czy T-154 M), czy, jak teraz, umierają zakatowane dzieci, to pojawiają się urzędnicy, którzy mówią, że do nieszczęść doszło w wyniku zaniedbań, nieprzestrzegania procedur, czy złamania zasad. I nic nie wspominają o współwinie własnej, nadzorujących. Ba, oni tę winę starają się wyjaśnić w najbardziej idiotyczny sposób: że, mimo licznych kontroli, nie stwierdzili niepokojących sygnałów. 

I co się stało? Jedno zaniedbanie, malutka luka w nadzorze i od razu tragedia?! Bzdura! W Polsce działa zasada, o której pierwszy raz usłyszałem z ust mego nauczyciela: Wszystko jest dobrze, jak jest dobrze, jak nic się nie stanie, bądź, jak się uda „wpadkę” zatuszować. Kontrolujący udają, że kontrolują, a kontrolowani, że się kontrolami przejmują. I tak to trwa…
A po puckiej tragedii zapewne wielu kierujących ośrodkami adopcyjnymi wypiło toast za to, że nie wydarzyła się ona w placówkach im podległych. No i jak nie podsumować tego felietonu słowami przypisywanymi pewnemu rewolucjoniście polskiego pochodzenia, że kontrola jest najwyższą formą zaufania?
Boxer
Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.