Raz w życiu pójść do opery to nie jest - mówcie, co chcecie - jakaś nadmierna kulturalna fanaberia. Należy się człowiekowi opera jak psu micha, choćby z powodów statystycznych. Z wyliczeń wynika, że przeciętny Polak chodzi do opery raz w życiu. I właśnie przyszła moja kolej.
To znaczy: kolej co prawda przyszła, ale iść nie było jak. Bo jak tu wybrać się do opery, choćby i przypiliło, kiedy bilety na marcowe spektakle wykupione są już w listopadzie? A w lutym, kiedy mrozy i śniegi, nie ma już nawet tych na upalny czerwiec? Wolnych terminów – brak. Pełne obłożenie. Z dostępem do wysokiej kultury jest w Polsce –jak spraktykowałem – bardziej tragicznie niż z dostępem do wysoko kwalifikowanych procedur medycznych. Nie da rady ani na NFZ, ani prywatnie.