Hanna Strus z Siedlec wygrała życie... fot. Janusz Mazurek
Choroby nie ukrywała, choć do dziś, nawet w tej rozmowie, ani razu nie powiedziała: „rak”. Po chemioterapii przychodziła do firmy w peruce, ale wpadając w wir pracy kładła ją gdzieś obok: a to na biurku, a to na krześle, i dopiero zaskoczony wzrok współpracowników przypominał jej, że nie ma włosów.
– Ani przez chwilę nie dopuszczałam myśli, że może być źle. Zajęłam się pracą.
TEN DZIEŃ
– Długo zwlekałam z badaniami – przyznaje Hanna Strus. – Wiedziałam, że coś jest nie tak, że powinnam iść do lekarza, ale... Może to był strach przed diagnozą? czułam mrowienie w piersi i wyczuwalny pod palcami guz.
Decyzję o wizycie u lekarza podjęła po rozmowie z przyjaciółmi, którzy martwili się o zdrowie swojej córki. Mówili o konieczności badań, o strachu, jaki odczuwali. To była chwila do refleksji nad sobą i nad własnym strachem. Zaraz potem Hanna Strus poszła do lekarza i poddała się badaniom. Diagnoza, niestety, potwierdziła obawy. [...]
Więcej w papierowym i e-wydaniu „TS” nr 38.
Zostało Ci do przeczytania 85% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 38/2014:
najstarsze
najnowsze
popularne