Najsłynniejszy historyk z Kałuszyna
(Nasz ostatni wywiad)

Mazowsze

Piotr Giczela 2016-05-05 17:19:30 liczba odsłon: 3940
Źródło Wikipedia

Źródło Wikipedia

Profesor Janusz Tazbir pochodził z Kałuszyna. Od czasu ukończenia studiów zawodowo zajmował się historią. Był specjalistą okresu reformacji i kontrreformacji. Naukowo zajmował się kwestią polskiej tolerancji. Miał 88 lat, gdy zmarł w 225 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, o czym dowiedzieliśmy się wczoraj wieczorem.

Urodził się 5 sierpnia 1927 roku w Kałuszynie w powiecie mińskim. Ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego w Warszawie, a następnie studiował w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W 1950 r. uzyskał magisterium, w1954 r. obronił pracę doktorską, a habilitacyjną w roku 1960. W 1966 został profesorem nadzwyczajnym, a w 1973 r. - profesorem zwyczajnym. Przez większą część życia był związany z Instytutem Historii w Polskiej Akademii Nauk, gdzie rozpoczął pracę w 1953 r. W latach 1983-1990 kierował nim, a od 1999 do 2003 r. był również wiceprezesem PAN. Należał do Polskiej Akademii Umiejętności i do PEN Clubu. Pracował na Uniwersytecie Warszawskim. Przewodniczył Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów Naukowych.

W wielu kręgach uchodził za nestora historiografii, wybitnego znawcę kultury staropolskiej oraz ruchów religijnych w Polsce. Specjalizował się w okresie renesansu i baroku, ale poruszał też tematykę historii współczesnej.

Napisał dziesiątki historycznych książek. Wiele z nich czytało się jak powieści, bo po mistrzowsku władał polszczyzną. Styl pisarski miał wyjątkowy i umiejętnie z niego korzystał, popularyzując wiedzę historyczną nawet wśród tych, którzy zazwyczaj uznawali historię za niepotrzebny balast pamięciowy.

Pisał również szkice o literaturze. Ponad 40 lat był redaktorem naczelnym rocznika „Odrodzenie i reformacja w Polsce”. Należał do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Za swą pracę był wielokrotnie odznaczany i wyróżniany. Posiadał m.in. Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Medal Komisji Edukacji Narodowej i Złoty Medal Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”.

Informację o śmierci naukowca podało wczoraj wieczorem wydawnictwo Więź. Jego pogrzeb odbędzie się 11 maja na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie. Początek uroczystości zaplanowano na godz. 11. W PAN mówią, że wraz ze śmiercią prof. J. Tazbira polska humanistyka poniosła niepowetowaną stratę.

 


Na łamach „Tygodnika Siedleckiego” ukazały się dwa wywiady z prof. Januszem Tazbirem autorstwa Krzysztofa Mazura. Ostatni z nich prezentujemy poniżej.


 

Polacy kochają myśleć o sobie jako o Chrystusie rozpiętym między dwoma łotrami.

Grzebanie w przeszłości
rozmowa z prof. Januszem Tazbirem, historykiem
 

Panie Profesorze, termin tolerancja robi dziś dużą karierę, choć przypisuje mu się różne treści. Czym można podać zwięzłą definicję tolerancji?

– Przy zagadnieniach o takiej tradycji nie jest to możliwe. Pierwotnie tolerancja odnosiła się głównie do kwestii wyznaniowych i pojmowana była jako dążenie do zapewnienia mniejszościom religijnym w danym państwie praw przynajmniej części tych jakie przysługiwały religii panującej, czy większości religijnej. Obecnie termin ten jest rozumiany jako przyznawanie tych samych praw bez względu na to, czy ktoś jest wyznawcą dowolnej religię, czy ateuszem; a jeszcze Rousseau twierdził, że ateiści zasługują na karę śmierci...

W swoich publikacjach kreśli Pan obraz Polaków jako narodu tolerancyjnego, ale raczej mało zostało nam z tej dawnej tradycji.

– Nigdy jednak nie usiłowałem przekonywać, iż zawsze tacy byliśmy! Tolerancja w XVI w. była naszą cechą szczególną, bo Polska była mocarstwem i nie obawiała się ani wroga zewnętrznego, ani też jego wewnętrznych sojuszników. Zakres funkcjonowania tolerancji jest ściśle związany z kondycją polityczną państwa - im jest ona mocniej ugruntowana, tym mniej czuje się ono zagrożone przez ludzi o odmiennym pochodzeniu etnicznym, czy wyznaniu...

Co nie przeszkadzało Janowi II Kazimierzowi w wypędzeniu arian...

– ... ależ to było w połowie XVII w., w zgoła innej sytuacji Polski! Dziesięć lat później wprowadzono zakaz porzucania katolicyzmu, który utrzymano nawet w Konstytucji Trzeciego Maja...

... symbolu polskiego odrodzenia narodowego i tolerancji...

– Tolerancja załamała się pod wpływem „potopu” szwedzkiego, od chwili, gdy zaczęliśmy toczyć wojny z państwami niekatolickimi. Proszę pamiętać, że w XVII w. nigdy nie skrzyżowaliśmy szabel z narodami katolickimi. Obcy, którzy wcześniej przybywali do Polski poszukując azylu religijnego i chleba (a przybywali bardzo pokornie, niemal żebrząc) najeżdżali nas w latach 1648-1660 paląc i rabując. To musiało zostawić trwały ślad.

A jednak były w Polsce tendencje do utworzenia niezależnego od Stolicy Apostolskiej Kościoła narodowego - na wzór anglikański.

– To prawda. Część biskupów na czele z Jakubem Uchańskim, późniejszym prymasem, była skłonna stanąć na czele takiego Kościoła, gdyby tylko król przychylił się do tego pomysłu. Jemu jednak na tym nie zależało, gdyż i tak miał wpływ na Kościół - od czasów Kazimierza Jagiellończyka monarcha posiadał prawo mianowania biskupów. Bo czymże był Kościół narodowy jeśli nie Kościołem podległym władcy? Poza tym szlachta doprowadziła do tego, że kler współfinasował obronność państwa. Ona zaś, jako stan, zyskała wiele uprawnień bez zwycięstwa reformacji, wobec czego idea Kościoła narodowego miała umiarkowane poparcie. Ba, gdyby król przychylił się do tego pomysłu, to nie wiem jak poszłoby z jego wprowadzeniem w życie, gdyż wówczas demokracja szlachecka była dość silna co groziło poważnym konfliktem politycznym.

Czyli kolejny raz potwierdziło się hasło „Polonia semper fidelis”...

– Polska nigdy od katolicyzmu nie odpadła - to fakt. Ale też w XVI w. stała się, jak mawiano obrazowo, „ściekiem” wszystkich herezji i schronieniem dla ludzi odmiennie myślących. Ówczesny katolicyzm potrafił godzić zewnętrzną gorliwość religijną z naruszaniem wielu nauk Kościoła. Nie bez powodu księża ubolewali, że szlachta mieni się być pobożną, a przy lada okazji najeżdża dobra sąsiadów, oddaje się pojedynkom, uciska chłopów i skąpi na Kościół.

W 1539 r. spłonęła na stosie mieszczka krakowska Katarzyna Wajglowa, bo  nie uznawała bóstwa Chrystusa. Wyrok na nią wydał biskup Piotr Gamrat znany współczesnym z mało surowych zasad moralnych; od jego nazwiska krakowskie prostytutki nazwano gamratkami...

– We Francji i w Belgii wydano kilkutomowe słowniki biograficzne, wykaz męczenników, których uśmiercono za sympatyzowanie z Reformacją. My, chcąc pokazać, że nie byliśmy tacy święci, przywołujemy nieszczęsną Wajglową i żonglujemy kilkoma innymi nazwiskami. Na męczeństwo tej niewiasty powoływali się antytrynitarze, judaizanci, kalwiniści i luteranie. A prawda jest taka, że wedle ówczesnych praw musiano ją spalić. Wajglowa głosiła pogląd, iż podstawą wiary powinien być Stary Testament. Zmuszoną ją do jego odwołania, czyli rewokacji, lecz po jakimś czasie znowu zaczęła to głosić, a według prawa kanonicznego za powrót do herezji płaciło się życiem. Ale i tak tuż przed wykonaniem wyroku proszono ją, by się raz jeszcze wyrzekła błędów, tym razem nie ustąpiła. Poza tym nie ujął się za nią żaden z magnatów. Więcej szczęścia miał szewc, Paweł Organista, którego za przekonania religijne uwięził biskup poznański. Szlachta przemocą wydobyła go z więzienia, argumentując, że jeśli udałoby mu się z szewcem, to niechybnie popróbowałby zabrać się do nich.

Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy za poglądy religijne w Polsce położyli głowy pod katowski topór. W czasie Nocy Świętego Bartłomieja tylko w Paryżu zabito około trzech tysięcy osób, a w całej Francji prawie trzydzieści tysięcy...

A co do postawy biskupa Gamrata może ona być przykładem skrajnej formy godzenia urzędu kościelnego z życiem, zaiste, innych cnót wymagających.

Dziś unika się mówienia, że autorami Konstytucji Trzeciego Maja są w dużej mierze masoni - w tym też biskupi katoliccy - a wówczas nikomu to nie przeszkadzało...

Po co masoni to zrobili, skoro - jak głosi jedna z teorii - przyłożyli ręki do rozbiorów Polski?

–  Bzdura! Istnieje inny fałszywy pogląd, jakoby pierwszy plan rozbiorów ukuto w 1724r. w drezdeńskim środowisku masonerii, w Loży Okrągłego Stołu...

Już widzę osoby, które powiedzą: No właśnie zrodzona w Magdalence idea współczesnego „okrągłego stołu” jak nic też jest spiskiem masońskim!

– Dla tak myślących mam jeszcze jedną równie smakowitą, co niemądrą teorię głoszącą, iż nawrócenie św. Pawła było perfidnym pomysłem Sanhedrynu, który zlecił mu misję rozpropagowania chrześcijaństwa, by rozsadzić Imperium Rzymskie od wewnątrz...

Czy w XVI w. mieliśmy tak mądrych królów, czy raczej sytuacja nie wymagała stanowczości w kwestiach wyznaniowych?

– Posiadaliśmy dobrych władców unikających wzniecania waśni wyznaniowych, by nie sprowadziły na kraj klęski wojen religijnych.

Jednak dochodziło do tumultów - dlaczego?

– Były one przejawem postępującej anarchizacji życia społecznego. Ich uczestnikami były tłumy podburzone przez sfanatyzowanych kaznodziejów, których to zamieszek władze miejskie nie potrafiły spacyfikować. Jednak jeśli straż miejska ujęła rabusiów plądrujących sklepy kupców - innowierców natychmiast ich wieszała. Owszem, tumulty doprowadziły do likwidacji wielu zborów protestanckich w południowej Polsce, ale też w Prusach Królewskich stroną atakującą byli protestanci - obliczyłem, że podczas pogromów po obu stronach było mniej więcej tyle samo ofiar...

Po wojnie w wiadomych okolicznościach wytyczono nowe granice Polski. Dla jednych ciągle jest to dramat związany z utratą Kresów, inni zaś z aprobują te zmiany, bo odjęły nam problem związany z mniejszościami etnicznymi.

– Z historycznego punktu widzenie pozbawiono nas ziem od wieków ciążących ku Polsce. Zubożeliśmy też w sferze kulturowej, gdyż wzajemne wpływy różnych cywilizacji są zawsze twórcze - najlepszym dowodem jest Polska wieków XVI i XVII, która wygenerowała sarmatyzm - według mnie najbardziej oryginalna odmianę kultury polskiej. Poza tym współistnienie rodzi tolerancję, przyzwyczajenie do odmienności. Tylko w państwie monoreligijnym inne wyznania traktowane są jako coś gorszego.

Piękne tradycje nie zawsze przekładają się na współczesność...

– Naród, który był i nadal czuje się zagrożony nie będzie tolerancyjny. Jednak nie bagatelizowałbym siły naszych tradycji. Polska promieniowała na sąsiadów nie tylko w czasach swej potęgi, ale nawet w XIX w., gdy byliśmy narodem bez państwa. Dlaczego synowie urzędników przysyłanych do Galicji, by ją germanizować polonizowali się? Dlaczego większość kultury tego okresu tworzyli „neofici polskości” Estreicherowie, Matejko, czy choćby Linde, autor pierwszego słownika języka polskiego, który nigdy nie nauczył się poprawnie mówić po polsku? Była więc jakaś atrakcyjna siła w naszej kulturze - w tym także w tradycji tolerancji.

Dziś dla wielu nacji jesteśmy ksonofobami, szowinistami, antysemitami...

– Ależ zapewniam Pan, że można to powiedzieć i o innych! Niedawno okazało się, że praktykę umieszczania litery J w paszporty Żydów opuszczających Niemcy po 1938 r. zaprowadzono na wniosek władz szwajcarskich, które chciały mieć rozeznanie kto z ubiegających się o azyl jest Żydem. Inna kwestia - gdy w 1942 r. zaczęto wywozić z Paryża do Auschwitz Żydów nie mających obywatelstwa francuskiego, Francuzi zaproponowali Niemcom, by zabrali także sierocińce z dziećmi żydowskimi. Ci zdziwili się, ale nie odmówili...

Jaki grzech nas, Polaków obciąża najbardziej?

– Brak krytycyzmu. Jakże łatwo ulegamy manipulacji, ulegamy poglądom przedstawiających nas jako naród wybrany, pełen męczenników; kochamy myśleć o sobie jako o Chrystusie rozpiętym między łotrami. Ta postawa wypływa z tego, że polityki uczyliśmy się nie na uniwersytetach i nie z życia - bo kolejni okupanci nam to uniemożliwiali - ale od wielkich romantyków i z powieści historycznych, a to nie jest dobra szkoła realizmu. Historia jest tą dziwną szkołą życia, gdzie wszyscy tłoczą się przy katedrze, a nikt nie chce siedzieć w ławkach. I to jest powód, dla którego nie wyciągamy wniosków z przeszłości. W roku 1918 byliśmy przekonani, że wolność da nam od razu dobrobyt i mądre elity rządzące, spokój i miłość powszechną, a potem przyszło załamanie, na fali którego do władzy doszedł Piłsudski. Teraz jest tak samo! Myślano, że obalenie komunizmu przyniesie automatycznie da nam szczęście i dostatek, gdy tymczasem jest to, co jest. Historia się powtarza, lecz nikt wniosków z niej nie chce wyciągać.

Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Mazur

Komentarze (4)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Czytaj także

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.