Po piętnastu latach grania w ekstraklasowych klubach, w rodzinne strony powróciła wielce utytułowana tenisistka Agata Pastor-Gołda.
fot. Aga Król
Po piętnastu latach grania w ekstraklasowych klubach, w rodzinne strony powróciła wielce utytułowana tenisistka Agata Pastor-Gołda.
Wśród wielu medali i tytułów mistrzyni kraju w różnych kategoriach wiekowych, zawodniczka ma na swoim koncie rekordową liczbę zwycięstw w Mazowieckim Turnieju Tenisa Stołowego, który od kilku lat jest Memoriałem Janusza Strzałkowskiego.
– Przygodę z tenisem stołowym rozpoczęłam w wieku 6-7 lat – wspomina Agata. – Pierwszym moim nauczycielem był tata. Gdy zaczęłam wygrywać zawody szkolne, zaprowadzono mnie do Pogoni. W klubie trenowałam najpierw z Sylwestrem Dąbrowskim, a później przejął mnie pod swoje trenerskie skrzydła Jan Sochacki.
– Od razu było widać, że Agata jest bardzo utalentowana – mówi trener Sochacki. – Już w drugiej klasie podstawówki wygrała Mazowiecki Turniej Tenisa Stołowego, co było przepustką do większych sukcesów. W sumie triumfowała w tych zawodach aż osiem razy. Do dziś jest to nieosiągalny rekord. Dużą rolę w rozwoju zawodniczki odegrał jej ojciec Kazimierz. Chylę też czoła przed emerytowanym już nauczycielem wychowania fizycznego Stanisławem Krzyzińskim.
W przeciwieństwie do wielu innych pedagogów nie próbował sam rozwijać jej talentu. Od razu zaproponował Agacie treningi w klubie. Bywa, niestety, że nauczycielom wydaje się, że potrafią wyszkolić zawodnika, a gdy dojdą do wniosku, że sami nic ze sportowcem więcej nie osiągną, jest za późno. Rówieśnicy bowiem grają już na wyższym poziomie.
Mając 14 lat Agata Pastor wyjechała do Ośrodka Szkoleniowego PZTS w Krakowie. Mimo nalegań tamtejszej Bronowianki, cały czas reprezentowała barwy Pogoni Siedlce, zdobywając dla tego klubu medale w kategoriach młodzieżowych. Po pięciu latach reprezentowała już taki poziom, że musiała wybrać jeden z klubów ekstraklasy. Pogoń nie miała takiej drużyny.
Zawodniczka trafiła więc do Częstochowy, a później do Polkowic i Sochaczewa. W Polkowicach i Sochaczewie grała razem z inną wychowanką siedleckiego klubu Katarzyną Grzybowską-Franc.
– To wielka chwała dla Agaty, że będąc w Krakowie nie dała się skusić Bronowiance – kontynuuje Jan Sochacki. – Przez kilka lat zdobywała medale dla Pogoni. To rzadkie dziś przywiązanie do barw klubowych. Ważny dla rozwoju jej kariery był fakt, że dopuszczaliśmy ją do ligowych występów w drużynach męskich. Zdarzało się, że doświadczeni gracze dzwonili przed meczami z prośbą, by nie przywozić tej małej dziewczynki, bo wstyd z nią przegrać przed własną publicznością.