Nie jest „lokalną Chodakowską”. Po prostu lubi ruch. I przyznaje, że dzięki aktywności umknęła groźnej chorobie.
fot. Aga Król
Nie jest „lokalną Chodakowską”. Po prostu lubi ruch. I przyznaje, że dzięki aktywności umknęła groźnej chorobie.
Nie stoi za nią żadna instytucja. Sama postanowiła rozruszać Siedlce, co jej się udaje. Na maratony zumby przychodzi coraz więcej osób. Siedlczankę doceniły autorytety sportu i rekreacji, zapraszając ją do Akademii Lidera oraz do prowadzenia masowych zajęć podczas Europejskiej Nocy Sportu na Stadionie Narodowym.
Z Marzeną Tymińską rozmawia Mariola Zaczyńska.
Znam lepsze prezenty, ale ty na 40. urodziny zafundowałaś sobie badania. I od nich się wszystko zaczęło! Co takiego wyszło?
–– Podwyższony cukier i za wysokie ciśnienie. A, niestety, moi rodzice oboje przeszli już zawał i chorowali na cukrzycę. Zrozumiałam, że muszę jak najszybciej zadbać o siebie.
Wtedy zapewne nie byłaś jeszcze tą petardą, jaką jesteś teraz.
–– Byłam typową, zapracowaną kobietą: etat w szkole, a popołudniami praca logopedy w poradni. Lubiłam obie prace, ale byłam coraz bardziej zmęczona.
Zmęczenie zmotywowało cię do aktywności? Jakoś tak to brzmi...
–– Fałdka na brzuchu też miała wpływ... Pojawiła się znienacka i nie chciała zniknąć.
No, to już mnie bardziej przekonuje. Zaczęłaś od siłowni.
–– Tam mogłam w swoim tempie wykonywać trening. Ale nie lubiłam tych ćwiczeń. Tylko że nie było wtedy zajęć, które by mi odpowiadały. Rezultaty przychodziły wolno. Nieco schudłam, zaczęłam większą wagę przykładać do tego, co jem. Gdy straciłam pierwsze kilogramy, moje wyniki wróciły do normy. I do dziś są bardzo dobre!
Ale pewnego dnia sąsiadka namówiła cię na zumbę...
najstarsze
najnowsze
popularne