Dwadzieścia lat temu pani Teresa postanowiła zapisać mieszkanie na niepełnosprawnego syna. Chciała, żeby po jej śmierci nie został bez dachu nad głową. Ale syn zmarł pierwszy...
fot. A. Król
Dwadzieścia lat temu pani Teresa postanowiła zapisać mieszkanie na niepełnosprawnego syna. Chciała, żeby po jej śmierci nie został bez dachu nad głową. Ale syn zmarł pierwszy...
Ona ma 7 dni na wyprowadzenie się z mieszkania.
– Nie mam dokąd pójść – płacze.
OGROMNY PROBLEM
Mieszkanie jest własnością miasta. Teściowie pani Teresy mieszkali w nim od 50 lat, ona z synami zamieszkała tu ponad dwadzieścia lat temu.
– Nastoletni syn był niepełnosprawny. Uznałam, że to on powinien być głównym najemcą. Chciałam, żeby miał dach nad głową. Przecież miałam umrzeć pierwsza. To mieszkanie byłoby jego zabezpieczeniem. Chciałam, żeby nie miał problemów po mojej śmierci.
Los okazał się przewrotny. Syn zmarł jesienią. Miał 34 lata.
– Położył się wieczorem przed telewizorem, żeby oglądać mecz. Obudziłam się o 5 rano. Zobaczyłam, że on nie oddycha. Wezwałam karetkę, ale na ratowanie było już za późno. Zmarł prawdopodobnie na serce. Tyle lat przyjmowania leków mogło zrobić swoje.
Pani Teresa do tej pory się nie otrząsnęła.
– Rodzice nigdy nie powinni chować swoich dzieci – płacze.
O śmierci syna powiadomiła Siedleckie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, które administruje lokalami komunalnymi w mieście.
– Pytałam, co mam robić dalej. Kazali mi napisać pismo, że chcę mieszkać dalej w tym mieszkaniu. Złożyłam je w ostatnim tygodniu przed końcem roku.
TYDZIEŃ NA WYPROWADZKĘ
najstarsze
najnowsze
popularne