Pan Czesław myślał, że żona spędzi w szpitalu najwyżej kilka godzin. W końcu tylko złamała nogę. Nie wiedział, że do domu już nie wróci. Że umrze w szpitalu. Do tej pory zastanawia się, czy można było ją uratować.
fot. arch. TS
Pan Czesław myślał, że żona spędzi w szpitalu najwyżej kilka godzin. W końcu tylko złamała nogę. Nie wiedział, że do domu już nie wróci. Że umrze w szpitalu. Do tej pory zastanawia się, czy można było ją uratować.
Zgłosił sprawę do prokuratury. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że nie doszło do żadnych uchybień, a pacjentka cały czas była otoczona troskliwą opieką.
NA KILKA DNI
Pani Irena miała 60 lat. 21 grudnia, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, przewróciła się na własnym podwórku. Złamała nogę w kostce. Rodzina wezwała pogotowie. Pani Irena trafiła do Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach. Tam okazało się, że złamanie można nastawić tylko podczas operacji w narkozie.
– Powiedziano nam, że na operację trzeba poczekać. Moja żona trafiła do szpitala w najgorszym momencie, czyli tuż przed świętami. Myślę, że po prostu nie było komu zrobić operacji – mówi mąż. W szpitalu twierdzą, że powodem opóźniania zabiegu był stan zdrowia pani Ireny.
najstarsze
najnowsze
popularne