Sam wyczołgał się ze zmiażdżonego samochodu. Kierowca i pasażerowie uciekli.
Adam Fierasiewicz fot. Aga Król
Sam wyczołgał się ze zmiażdżonego samochodu. Kierowca i pasażerowie uciekli.
Obudził się po dwóch dniach w szpitalu w Warszawie. Chciał wstać. Okazało się, że nie ma nóg. Zostały zmiażdżone, ich amputacja była konieczna, by ratować jego życie. Jego historia to opowieść o wielkim harcie ducha, odwadze i marzeniach. Chce teraz spełnić największe – uzbierać na elektroniczne protezy.
W chwili wypadku Adam miał 16 lat. Skończył gimnazjum, marzył o zawodzie elektromechanika samochodowego. Dostał się do szkoły i na praktyki w warsztacie. W wakacje spotkał się z kolegami na osiedlu. Wsiadł do auta nieznajomego chłopaka, kumpla kolegi. Mieli się tylko przejechać po osiedlu. Na Romanówce wypadli z łuku drogi. Adam siedział z tyłu, za kierowcą.
– W teoretycznie najbezpieczniejszym miejscu – mówi jego mama, Anna Fierasiewicz.
Adam miał 192 cm wzrostu. W samochodzie zawsze musiał podkulać nogi, inaczej by się nie zmieścił. Podczas wypadku jego nogi zmiażdżyło. Trzem pasażerom i kierowcy nic się nie stało. Wszyscy uciekli z miejsca wypadku. Kierowcę po jakimś czasie zatrzymała policja. Okazało się, że był pijany. Został skazany, siedział w więzieniu.
Amputacja zmiażdżonych nóg Adama była operacją ratującą życie. Stracił mnóstwo krwi. Z wypadku nie pamięta nic. Tylko to, że kiedy się obudził po operacji, chciał wstać, ale nie mógł. Życie aktywnego i uprawiającego sport chłopaka legło w gruzach.
Rodzice przystosowali dom dla syna, który miał jeździć na wózku, ale bali się o jego psychikę. Znaleźli w Siedlcach mężczyznę, który też przeszedł podwójną amputację. Marcin odwiedził Adama jeszcze w szpitalu, przekonywał, że bez nóg można aktywnie żyć.
– Ale Marcin ma kolana – powtarzał Adam, pewny, że jest w gorszej sytuacji.
Marzenia o warsztacie samochodowym trzeba było odłożyć.
– W dwóch siedleckich szkołach odmówiono przyjęcia Adama, ale dyrektor „Samochodówki” przyjął nas z otwartymi rękami – mówi pani Anna. – Zapewnił, że zrobi wszystko, żeby Adam się u niego uczył. I zrobił.
Przez pierwszy rok Adam miał nauczanie indywidualne w domu, potem do szkoły jeździł na wózku.
– Ale ja wiedziałam, że nie może jeździć na nim cały czas, bo po kilku latach by nie wstał i nie miał szans na chodzenie – mówi jego mama.
Rodzice szukali przez internet osób w podobnej sytuacji. Kilkaset kilometrów od Siedlec, w Rybniku, znaleźli Bartka, mężczyznę po wysokiej amputacji amputacji. Wsadzili Adama do samochodu i zawieźli na Śląsk. Liczyli, że syn uwierzy, iż da się funkcjonować po takim wypadku. I uwierzył. Bartek zmobilizował Adama.
Bartek miał elektroniczne protezy, inne od sztywnych, refundowanych przez NFZ. Umieszczony w nich komputer pamięta ruchy ciała, a chód wygląda naturalnie. W protezach z NFZ 20-minutowy spacer to jak dla zdrowego człowieka przebiegnięcie maratonu, a w elektronicznych można chodzić cały dzień.
W tej chwili Adam ma tzw. stabisy, czyli krótkie protezy, w których uczył się chodzić. Przygotowują do chodzenia w protezach modularnych – z elektronicznym stawem kolanowym.
– Początkowo bałam się, jak Adam będzie się czuł w tych krótkich protezach pod spojrzeniami ludzi – przyznaje mama. – Ale stwierdził, że to problem ludzi, nie jego.
Adam jeździ na nartach i pływa na desce. Filmiki wrzuca na Facebooka. Zauważył je Randy, Amerykanin, który zajmuje się pomocą dla osób po amputacjach, głównie amerykańskim żołnierzom, którzy stracili nogi w czasie służby. Randy zaprosił Adama na dwutygodniowy obóz rehabilitacyjny do USA. Postawił warunek – Adam musiał całkowicie odstawić wózek.
– Nie jesteś sparaliżowany – powtarzał. – Wielu ludzi marzy o tym, żeby chodzić chociaż w protezach. Ty możesz to zrobić!
Już w najbliższych dniach Adam wylatuje do Stanów. Tam będzie chodził w najnowszych elektronicznych protezach, niedostępnych w Polsce ze względu na cenę – ponad 800 tys. zł. To wymarzone „nogi” Adama. W tej chwili zbiera pieniądze na protezy za ponad 300 tys. zł. Część otrzymał od Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, część z ubezpieczenia, wypłaconego po wypadku. Ma też konto, na które można wpłacać 1% podatku i darowizny. Do tych protez Adamowi brakuje już... „tylko” 40 tys. zł.
Możemy pomóc Adamowi zebrać pieniądze na protezy. Wystarczy wpłacić pieniądze na konto Fundacji Avalon: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001 z dopiskiem Fierasiewicz 5404. Można również wpłacić 1% podatku na jego rzecz (KRS 0000270809, Fierasiewcz, 5404)
najstarsze
najnowsze
popularne