Ciekaw jestem, kiedy znów w prasie po opozycyjnej stronie pojawią się tytuły w rodzaju pamiętnego „Tusku, musisz”. Wyborczy kubeł zimnej wody na łeb, jak się okazuje, nie zawsze niesie ze sobą otrzeźwienie - bywa, że wpędza wręcz w popłoch. Coś takiego właśnie można zaobserwować po minionych eurowyborach. Środowisko, które spodziewało się „raczej remisu,
z lekkim wskazaniem na koalicję” w tych ponoć „najłatwiejszych” wyborach, na otrzeźwiałe nie wygląda. W zasadzie trudno się dziwić, wszak po nokaucie ciężko jest zebrać myśli, a jeszcze ciężej podjąć jakieś sensowne działania. A z pewnością do takich nie należą PSL-owskie pragnienia budowy Koalicji Polskiej - o czym było w miniony weekend. Nie pierwsza to mysz, która raczy sobie urodzić górę, a przecież nie bardzo wie chyba, z kim w ogóle chciałaby być w ciąży. Z pozostałą resztą znokautowanego środowiska wcale nie jest lepiej, o czym świadczą choćby nerwowe wyliczenia, kogo by tu jeszcze wystawić na pierwszy szereg, i po czyich plecach choć nieco się podciągnąć? Prezydenci miast? Ruchy miejskie? A może właśnie... „Tusku, musisz”?
A może wszystko razem?