Na różnych oddziałach byłam, ale to, co się dzieje na SOR, to obłęd.
fot. pyt
Na różnych oddziałach byłam, ale to, co się dzieje na SOR, to obłęd.
Mama pani Marii ma 81 lat. W sobotę złamała rękę.
– Pojechałyśmy na SOR. W dwie godziny mama została zdiagnozowana i założono jej gips – chwali lekarzy.
Kilka dni później ręka zaczęła puchnąć, nie mieściła się w gipsie, a palce drętwiały.
– Postanowiłam znowu zawieźć mamę na SOR. W końcu tam jej zakładali gips.
Na oddziale były ok. godz. 9.
– Mamę zbadała pani ratownik i powiedziała, że oznacza ją kolorem zielonym, z czasem oczekiwania do 4 godzin. Mazakiem w takim kolorze maznęła również bransoletkę. Czekałyśmy więc cierpliwie.
Do czasu. Po 4 godzinach cierpliwość zaczęła się kończyć. Klimatyzacja nie działała, a na dworze było ponad 30 stopni.
– Dla osoby w starszym wieku to nie były dobre warunki. Do gabinetu wchodzili już nawet pacjenci oznaczeni kolorem niebieskim, a my ciągle czekałyśmy. Weszłam więc do gabinetu lekarza, a pan doktor siedział rozparty jak u cioci na imieninach. Pytam, kiedy przyjmie mamę, a on na to, że przecież możemy czekać do 6 godzin, bo mamy kolor niebieski. Przecież mama otrzymała opaskę w kolorze zielonym! Ale nie wyjaśniono tego. Pan doktor w pewnym momencie wyszedł. Prawie wszyscy z personelu przez dwie godziny go szukali.
najstarsze
najnowsze
popularne