– Nasze serca rozpadły się na kawałki. Nie ma już nic, nawet nadziei – powiedziała Aneta Cieciera.
Spalona stolarnia w Ruskowie
– Nasze serca rozpadły się na kawałki. Nie ma już nic, nawet nadziei – powiedziała Aneta Cieciera.
Ogień w stolarni w Ruskowie (gm. Platerów) pojawił się nagle. Łuna bijąca od ognia obudziła rodzinę, która od pokoleń zajmuje się stolarstwem. W ciągu kilkunastu minut ogień zabrał wszystko.
Pani Aneta i jej mąż Sławek to młodzi ludzie. Ojciec pana Sławka przekazał im stolarnię. Rozwinęli biznes, kupili nowe maszyny, postarali się o dofinansowanie z urzędu pracy na zakup kolejnych. W stolarni robili przede wszystkim schody dębowe i przygotowywali materiały do budowy domków drewnianych. Pracowała cała rodzina.
- Wieczorem, jak zawsze po skończonej pracy, mąż sprawdził wszystko. Przyszedł do domu. Obudziło nas jakieś dziwne światło. Gdy zobaczyliśmy, że płonie stolarnia, wybiegliśmy z domu tak, jak staliśmy. Zadzwoniliśmy na 112. Mijały minuty. I kolejne. Na naszych oczach dorobek całej rodziny znikał w ogniu. Pobiegłam na boso do budynku OSP i włączyłam syrenę. Przyjechali strażacy z Ruskowa. Było ich tylko dwóch, więc nie dali rady opanować ognia – opowiada pani Aneta.
Na numer alarmowy 112 zadzwonili o godzinie. 1.40. O godzinie 1.51 powiadomienie przekazano do łosickiej straży pożarnej. Łosiccy strażacy byli na miejscu już o 1.59.
- Ale strażacy z Łosic nie mieli już co ratować. Dogaszali wszystko do 5 rano – relacjonuje pani Aneta.
Stolarnia była jedynym źródłem utrzymania trzypokoleniowej rodziny. Spaliła się doszczętnie wraz z suszarniami drewna i pomieszczeniami warsztatowymi.
- Dziękuję Bogu, że nie było wiatru i ogień nie rozprzestrzenił się na dom. Nawet nie chcę myśleć, co wtedy by się stało – mówi Barbara Cieciera, teściowa pani Anety.
Wśród budynków, które spłonęły, znajdował się magazyn na wióry. Palono nimi w piecu, który ogrzewał wszystkie budynki i dom.
- Pieca nie można naprawić, bo zniszczył się komin. To prawdopodobnie z komina poszła iskra, a magazyn z wiórami był obok. Ogień rozprzestrzeniał się tak szybko, jakby ktoś polał stolarnię benzyną – mówi pani Aneta.
Rodzina Ciecierów nie ma teraz ogrzewania ani ciepłej wody. A w domu mieszka dwóch małych chłopców w wieku 3 i 9 lat. By odbudować stolarnię i piec młode małżeństwo potrzebuje pieniędzy.
- Dzięki Bogu, jesteśmy wszyscy cali i zdrowi, mamy zdrowe ręce do pracy, ale z dnia na dzień coraz bardziej odczuwamy, jak wiele rzeczy nam brakuje. Nawet zwykłych drobiazgów, kupowanych latami. By podnieść się z tej tragedii, potrzebujemy pomocy. Sąsiedzi namówili nas, byśmy założyli konto i nagłośnili sprawę – mówi pani Aneta.
Wiele ze sprzętów w stolarni kupiono z dofinansowania z urzędu pracy. Z urzędem trzeba będzie się rozliczyć. A stolarnia była nieubezpieczona.
- Nie byliśmy w stanie spełnić wielu wymogów firm ubezpieczeniowych. Część maszyn udało się uratować, ale stoją mokre i niewiadomo, czy działają. Gdzieś podświadomie marzymy, aby ten pożar okazał się zwykłym koszmarem, ale co noc i co dzień śnią się nowe koszmary, które okazują się jawą. Bardzo ciężko jest prosić o pomoc finansową, ale dociera do nas, jak wiele straciliśmy. Musimy odbudować budynek stolarni, by zacząć pracować od nowa.
Barbara Cieciera założyła profil na stronie zrzutka.pl. Prosi tam o wsparcie finansowe dla młodego małżeństwa. - Ogień zabrał im jedyne źródło utrzymania i nadzieję. Pomóżmy im stanąć na nogi. Każda złotówka ma znaczenie, by mogli wrócić do normalności. Mój syn nigdy nie potrafił odmówić pomocy innym, teraz on sam jej potrzebuje – mówi pani Barbara.
najstarsze
najnowsze
popularne