Wena to ściema

Siedlce

Mariola Zaczyńska 2020-06-25 14:49:28 liczba odsłon: 2741
Marcin Sutryk fot. Aga Król

Marcin Sutryk fot. Aga Król

O tym czy sztuka będzie już tylko dla elit, a artysta musi być samotnikiem, z Marcinem Sutrykiem rozmawia Mariola Zaczyńska.

Gdy profesor Tomasz Nowak (wykładowca UPH na kierunku Edukacja Artystyczna) zarekomendował go z zadowoleniem: „W końcu mam następcę!”, Marcin Sutryk westchnął: „Po takim przedwstępcy nie będzie łatwo. Tomek wysoko zawiesił poprzeczkę”.

Podobno w dzieciństwie wykorzystywałeś swój talent artystyczny do ułatwiania sobie życia. Ty komuś rysuneczek, ktoś tobie zadanie z matematyki... Ale zdawałeś na architekturę, a nie do ASP.

– Jako nastoletni chłopak pomyślałem, że malowanie jest bardziej dla dziewczyn.

Że to nie męskie?!

– Raczej w aspekcie: co taki artysta może w życiu robić. Ale z moimi rysunkami, robionymi węglem i porozcieranymi, na architekturę nie miałem szans. Tam jest wymagany rysunek techniczny, liczy się perspektywa, a nie plama i wrażeniowość. Dziś wiem, że to było skazane na niepowodzenie. Poszedłem na plastykę na Akademii Podlaskiej, na studiach utwierdziłem się, że chcę i, co ważniejsze, potrafię malować. Dziś robię to, co lubię i jestem szczęśliwym człowiekiem.

Pięknie to słyszeć. Mało ludzi tak mówi o sobie. Może powinni malować...

– Może tak. Narzekactwo to polska cecha narodowa. A przecież lepiej widzieć dobre rzeczy.

Czy do tworzenia wymagasz samotności?

– Może nie chodzi o samotność, bardziej o rodzaj skupienia, coś w rodzaju medytacji. Nie wychodzi mi praca, gdy mam głowę zajętą czymś innym. To nie jest tak, że jeśli pojawia się problem, to zamknę się w pracowni i przy tworzeniu się rozładuję, wyciszę. Odwrotnie – muszę mieć czystą głowę, żeby tworzyć. Potrzebuję być sam na sam z obrazem. To taka czynność intymna jest... Włączę muzykę, zacznę od podmalówki, czyli na szybko zapełnię białą przestrzeń kolorem...

Wtedy przychodzi wena?

– Wena to ściema. Nie ma czegoś takiego. Jest ciężka praca.

Jakie uczucia ci wtedy towarzyszą? Jakich potrzebujesz? Smutku, radości?

– To zupełnie innego rodzaju emocje. Z natury spokojny i powolny przy malowaniu jestem pobudzony, tworzę w napięciu, w pewnej ekscytacji.

Należysz do grupy artystycznej „Ławeczka”. Jej celem jest wychodzenie ze sztuką do ludzi, w plener, w miasto, a nie spotkania w galeriach, do których przychodzi elita. Tylko czy „w mieście” ludzie są przygotowani do odbioru sztuki?

– Nie jest z tym dobrze. Przygotowanie to jedna rzecz, ale druga, gorsza, to brak potrzeby kontaktu z kulturą i sztuką. Sztukę można przecież odbierać bez przygotowania, na prostym poziomie: albo mi się coś podoba, albo nie. Ale żeby to stwierdzić, muszę mieć kontakt ze sztuką, a ludzie nie mają takiej potrzeby. Tak mi się wydaje.

Z czego to wynika?

– Trochę ze strachu przed kulturą. Na zasadzie: bo ja się nie znam, to po co pójdę, skoro się nie znam.

Strach przed ośmieszeniem?

– Tak, czy odbiorę coś dobrze, bo może niedobrze, i czy tak można... Tłumaczę, że sztukę można odbierać subiektywnie tak, jak się czuje. Jeśli ci się podoba, to się podoba. A nie, to nie. Tak po prostu. Nie trzeba do tego znać naukowej terminologii i mieć wiedzy z zakresu historii sztuki – to jest oczywiście potrzebne, by rozmawiać o sztuce na trochę innym, bardziej obiektywnym i uniwersalnym poziomie.

Uczysz nowe pokolenia. Jakie one są? Nadal jest dużo chętnych na kierunki artystyczne, czy zwycięża pragmatyzm, że może jednak lepiej zostać prawnikiem?

– W ogóle jest dużo mniej ludzi zainteresowanych studiowaniem, niezależnie od kierunku. Pragmatyzm? Tak, ale przecież od podstawówki wychowujemy kalkulatory, patrzące na to, co da się policzyć, co jest praktyczne, z czego będą pieniądze. A przecież nie wszystko, co da się policzyć, się liczy. I nie wszystko co się liczy, da się policzyć. W życiu ważniejsza jest wrażliwość niż kalkulacja.

Ta kalkulacja to złe myślenie?

– Złe i błędne. Widzimy je potem w znieczulicy. Bo czy to opłacalne, być dobrym i przyzwoitym?

Czyli, co? Ze sztuką będzie coraz gorzej? Będzie tylko dla elit?

– Może tak. Człowiek zmęczony po pracy chce zapomnieć o całym świecie, chce tylko odpocząć. Potrzebę oderwania się od codzienności zapewnia mu rozrywka. Jest ona łatwiejsza w odbiorze, nie wymaga myślenia. Państwo próbuje taką potrzebę zaspokoić robieniem festynów i różnych eventów pod hasłem kultury, które kulturą nie są. Ale jest grill, kiełbaski, muzyka „pod nóżkę”... A tymczasem sztuka zadaje trudne pytania, bywa kontrowersyjna. Może istotnie będzie tylko dla elit.

Jacy są twoi studenci?

– Czasem trochę przestraszeni. Brak im wiary w siebie, we własne możliwości. Dostają zadanie, a ich pierwsza myśl, to „nie dam rady, za trudne”. Ale wystarczy zostawić ich na chwilę z problemem, a odkrywają, jakie fajne rzeczy potrafią robić, gdy dostają wyzwanie i podniesioną poprzeczkę.

To też wasze, wykładowców, wyzwanie, aby ich otworzyć?

– Na tym polegają studia. Nie na nauczaniu zawodu (od tego są zawodówki, a nie uniwersytet), tylko na otwieraniu, pokazaniu dróg, ścieżek do rozwoju. Mamy wskazywać, którędy i gdzie mogą iść.

Dziękuję za rozmowę.

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.