Rozmowa z Iwoną Teresą Kurowską, żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej.
fot. arch.
Rozmowa z Iwoną Teresą Kurowską, żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej.
Kiedyś panny za mundurem biegały sznurem. Dziś same zakładają piękne uniformy wojskowe. To taki współczesny sposób zwracania na siebie uwagi?
– To zupełnie nie o to chodzi. My, kobiety nie musimy mundurami wabić mężczyzn. Model mężczyzna- wojownik, kobieta-opiekunka wojownika dawno przeszedł do lamusa. W czasach wojennych wiele kobiet walczyło z bronią w ręku, chociaż nie wszystkim dane było założyć mundury. Mundur jest faktycznie twarzowy. Każdy w nim dobrze wygląda, ale najważniejsze jest, że noszę na nim polskiego orła i najpiękniejszą biało-czerwoną.
U Pani wojskowe zainteresowania ujawniły się dość późno, bo po urodzeniu czworga dzieci i wychowaniu dwóch dorosłych synów.
– To nie do końca jest tak. Miłość do tradycji wojskowych zrodziła się u mnie w czasach harcerskich. Zaczynałam w ZHP, ale prawdziwe wychowanie harcerskie zdobyłam w przykościelnym hufcu księdza Mariana Daniluka. Jeździliśmy kursowymi pociągami z pełnym ekwipunkiem na plecach. Nikt nie woził nas autokarami. Sami musieliśmy budować obozy, przygotowywać posiłki, a przy tym narażać się na szykany milicji. To był bardzo wymagający survival. Lubiłam to, bo zawsze byłam trochę chłopczycą. Łaziłam po drzewach, płotach...
Rodzice na to się godzili?
najstarsze
najnowsze
popularne