Byli o włos od znalezienia się w gronie drużyn walczących o awans.
Hubert Śledziewski fot. arch.
Byli o włos od znalezienia się w gronie drużyn walczących o awans.
Z prezesem drugoligowej kobiecej drużyny siatkarskiej PMKS Nike Węgrów Hubertem Śledziewskim rozmawia Paweł Świerczewski.
Nike zakończyła rozgrywki na trzecim miejscu. O awans do I ligi powalczą dwie pierwsze ekipy. Zabrakło niewiele.
- Niestety, to dla nas niesamowite rozczarowanie. Myśleliśmy, że mecze ostatniej kolejki będą miały trochę inny przebieg. Wydawało się, że dominator ligi, AZS AWF Warszawa, zwycięży z Białymstokiem, z którym rywalizowaliśmy o drugie miejsce w tabeli. Stało się jednak inaczej. Musimy przełknąć gorzką pigułkę.
Na fanpejdżu BAS Białystok napisano: Nikt się przed nami nie położył, nikt nam nic nie dał za darmo - wywalczyłyśmy to sobie same, chociaż pewnie niektórzy nie będą się z tym mogli pogodzić. Wygląda, jakby trochę pili do Was.
- Raczej bym tego z nami nie wiązał. Do tej pory w żaden sposób nie komentowaliśmy tej sytuacji, więc nie wiem, do czego można byłoby się odnosić. Przyznam jednak, że odebraliśmy kilka telefonów, w tym od drużyn rywalizujących w lidze, że to spotkanie nie wyglądało tak, jak powinno wyglądać. Odbiło się to szerokim echem w środowisku siatkarskim. Stąd może ten wpis.
Pana zdaniem zabrakło ducha fair-play?
- Oglądaliśmy ten mecz, był dziwny. To nauka, żeby następnym razem nie doprowadzić do sytuacji, że nasz los jest powierzony w czyjeś ręce.