Prezentujemy najnowszy felieton Dariusza Kuziaka.
.
Prezentujemy najnowszy felieton Dariusza Kuziaka.
Przymusowe wyjście z epoki kamienia
W latach 70. we wsi, gdzie mieszkaliśmy, było jakieś dwieście koni i jeden samochód. Dzisiaj jest zapewne na odwrót – dwie setki samochodów i jeden koń. Choć co do konia gwarancji nie dam. Może nie ma nawet jednego.
Jak się to porobiło? Dobrze wiecie, ale dla porządku – nie trzeba było ogłaszać żadnych globalnych ładów, proklamować unijnych dyrektyw ani wydawać rządowych zakazów. Zwyczajnie ludzie wybierali to, co było dla nich lepsze, praktyczniejsze, tańsze, co bardziej się opłacało. No i okazało się, że traktor wygrywa z koniem, a samochód z drabiniastym wozem. Nikt nie musiał w tej sprawie spazmować na międzynarodowych konferencjach, wdrażać planowej dekonizacji gospodarki, nakładać podatku podkówkowego, ustanawiać urzędu kontrolnego. Można powiedzieć – samo się zrobiło.
Spanikowani progności z końca XIX wieku martwili się, że z powodu rosnącej liczby dorożek ulice Londynu pokryją się końskim łajnem do wysokości drugiego piętra. A przecież łajno to nie jedyny problem. Dochodzi do tego nieustanny hałas z kuźni (konie gubią podkowy) oraz aprowizacja: tony owsa każdego dnia, tysiące hektarów łąk (na siano), hektolitry wody (konie piją!), no i koniec końców – przykra utylizacja padliny (przepracowane konie umierają). Na domiar nieszczęścia, kiedy woźnice okładają konie batem, filozofom (Nietsche) robi się przykro i wpadają w depresję.
Z wszystkich tych, oraz kilku innych, powodów wynalezienie samochodu było dobrym pomysłem. Uratowano zanieczyszczone łajnem ulice, choć był też efekt uboczny – upadek profesji dorożkarzy i kowali. Co bystrzejsi przekwalifikowali się na kierowców, mechaników i wulkanizatorów.
Cywilizacyjna zmiana dokonała się stopniowo i bez przymusu. Koni nie zakazano, owsa nie uznano za nielegalny. To dobra praktyka i z powodzeniem stosowana od tysiącleci. Tysiące lat temu też nikt nie zabraniał łupania kamieni, by ludzkość postępowo przeszła od paleolitu do neolitu. „Na pełne wdrożenie technologii kamienia gładzonego dajemy sobie, towarzysze, okres przejściowy, maksymalnie 2 tysiące lat. Zgodnie z założeniami Kamiennego Ładu, od IX tysiąclecia p.n.e. używamy jedynie kamieni gładzonych. W innym wypadku środowisko tego nie wytrzyma” – takie słowa nigdy nie padły na żadnym unijnym forum w Stonehenge.
Nie trzeba było unijnej dyrektywy, by zrezygnować z kamieni na rzecz brązu ani by porzucić brąz na rzecz żelaza. Nie było też nakazu – zróbmy przeskok do współczesności – by każdy kupił sobie komórkę. A i tak wszyscy teraz je mają. Niedrogie to i pożyteczne.
Technologiczny postęp nie wymaga dyrektyw, zakazów, nakazów ani przymusu. No chyba, że nie jest żadnym postępem, a zaplanowaną społeczną inżynierią – jak gilotyna Robespierre’a, hołodomor Stalina czy pola śmierci Pol Pota.
Jaki sens zakazywać samochodów, skoro – jak co najmniej od pół wieku prognozują zatroskani losem świata – i tak zaraz zabraknie im benzyny? Niestety, rewolucjonistom zawsze się spieszy. Dlatego muszą uszczęśliwiać ludzkość, używając nakazów i zakazów. I gilotyny.
DARIUSZ KUZIAK
najstarsze
najnowsze
popularne