Mieszkańcy Jeruzala skarżą się na poziom usług medycznych w miejscowym niepublicznym zakładzie opieki zdrowotnej. Słychać głosy, że przychodzą tam tylko dlatego, że muszą.
Zdjęcie symboliczne Fot. Aga Król
Mieszkańcy Jeruzala skarżą się na poziom usług medycznych w miejscowym niepublicznym zakładzie opieki zdrowotnej. Słychać głosy, że przychodzą tam tylko dlatego, że muszą.
NIE JEST CACY
Zastrzeżeń do działalności placówki jest całkiem sporo. Wyliczał je na ostatniej sesji rady miejskiej Mirosław Kulesza. Zarzucał Robertowi Gajdzie, obecnemu zarządzającemu przychodnią „San-Medica”, że od kiedy przejął placówkę, to praktycznie nic tam nie zrobił. Tymczasem ośrodek wymaga generalnego remontu, nie mówiąc już o zmianie jakości usług medycznych. Przede wszystkim brak opieki stomatologicznej i pielęgniarskiej dla dzieci, a zatrudniony lekarz nie wzbudza zaufania mieszkańców.
- Pacjent, który ze względu na stan zdrowia nie może być leczony w przychodni, ma prawo do wizyty domowej lekarza podstawowej opieki. Ale tutaj na taką usługę liczyć nie może, bo pan doktor albo nie chce, albo twierdzi, że nie ma pojazdu. A przecież starsza osoba tym bardziej nie ma pojazdu, żeby dojechać do doktora - tłumaczył radny Kulesza.
Z jego ust padła też dygresja na temat zarobków: - Domyślam się, dlaczego w ośrodku nie ma odpowiedniego personelu. Pewnie słabo pan płaci pracownikom. Kasę z NFZ się bierze, temu się da troszeczkę, tamtemu troszeczkę, a „reszta dla mnie”. Jeżeli tak ma funkcjonować ośrodek zdrowia, to nie wiem, co będzie dalej. A pan mówi, że wszystko jest cacy.
TO NIE DOJNA KROWA
- Proszę nie zmyślać i nie budować czarnej atmosfery - odpowiedział Robert Gajda. - Ośrodki POZ zaczynają się bilansować od 3,5 tys. pacjentów, a my mamy zarejestrowanych 1400. Z taką liczbą nie buduje się złotych pałaców, tylko funkcjonuje się jakoś. Ośrodek zdrowia to nie jest dojna krowa - podkreślił.
Jednocześnie potwierdził, że ma problemy z personelem. I przypomniał o realiach dzisiejszej służby zdrowia. Pielęgniarki i lekarze odchodzą z placówek medycznych z dnia na dzień (często wyjeżdżają do pracy za granicą), a pozyskiwanie
nowych osób jest bardzo trudne. Przyznał też, że radni i mieszkańcy mają prawo być niezadowoleni. I zaproponował, żeby każdy przestawił swoją koncepcję zmiany, co pomoże we wspólnym rozwiązaniu problemów placówki.
Odniósł się też do drażliwego tematu zarobków: - Niech mi pan nie mówi, ile „kasy wyciągam”, bo ja mogę pokazać, ile płacę personelowi, a ile płaci fundusz. Jeżeli ja dzisiaj odejdę, to gwarantuję, że za rok tego ośrodka zdrowia już nie będzie. Bo kto chciałby tutaj przyjść? Król złoty?
NIE MYDLIĆ OCZU
- Ale proszę wszystkich nie straszyć - zareagował natychmiast radny.
- Nie straszę, tylko pan mnie zaatakował, a ja panu odpowiadam. To nie jest koncert życzeń, tylko trudny rynek usług medycznych. Czy ja mówię, że jest bardzo dobrze? Nie, proszę pana, jest źle. Ale staram się, robię, co mogę, i proszę o pomoc.
Jeśli są uwagi do lekarza, mogę go zmienić na ukraińskiego. Gdy w mojej sieci placówek medycznych zatrudniamy lekarzy z Ukrainy, to spisują się fenomenalnie. Mają dużo serca i cierpliwości do pacjentów.
- Niech pan nam oczu nie mydli doktorem ukraińskim - odpowiedział radny Kulesza. I oznajmił, że mieszkańcy stanowczo żądają (co zostało już zgłoszone do burmistrza) rozwiązania umowy z firmą Roberta Gajdy. Wówczas ośrodek zostanie przejęty przez szpital albo inny podmiot. To pilne, ponieważ obok placówki jest szkoła, która nie zatrudnia pielęgniarki i stomatologa.
- A zanosi się na to, że już niedługo z usługami medycznymi w Jeruzalu będzie gorzej niż w słabo rozwiniętych krajach Afryki - dodał.
ŹLE, NAWET BARDZO
Wszystko wskazuje na to, że burmistrz Mrozów również nie wiąże już żadnych nadziei z obecnym kierownictwem placówki. Dariusz Jaszczuk przypomina, że gdy NZOZ zarządzał doktor Jerzy Zaniewski, zadeklarowanych było 2400 pacjentów.
Za doktora Ireneusza Skrzypka początkowo też wyglądało to nieźle, ale potem się popsuło i liczba zaczęła się kurczyć. Robert Gajda przejmował placówkę z 1800 pacjentami i za jego działalności ubyło kolejnych 400.
- Od pewnego czasu obserwuję, że tam jest źle, nawet bardzo źle. Problem z opieką stomatologiczną i brak opieki medycznej w szkole to raz. Liczne skargi na doktora to dwa. Kilkakrotnie już mówiłem, że oczekuję zmiany obsługi medycznej, a przede wszystkim lekarza. Niestety, brak jakichkolwiek działań w celu poprawy warunków funkcjonowania ośrodka - podsumował włodarz gminy.
Burmistrza dziwi, że przy tak słabej jakości usług medycznych pozostało jeszcze 1400 pacjentów. To i mało, i dużo. Taka liczba świadczy o tym, że mieszkańcy albo są bardzo zdrowi i sporadycznie korzystają z usług placówki (a jeśli muszą, to idą prywatnie do innego lekarza), albo są tak zdesperowani (czyli niezmotoryzowani), że pozostaje im tylko służba zdrowia na miejscu. Bo jak stwierdził włodarz, „cała reszta pacjentów już stamtąd poszła”.
- Oczekujemy, że jeśli działalność prowadzona jest w naszej jednostce i w wynajmowanym przez nas mieniu publicznym, to podstawowe potrzeby środowiska zostaną zabezpieczone. A tego nie ma. Usługi medyczne w Jeruzalu się zwijają, a nie rozwijają. To nie jest poziom, który jest dla nas akceptowalny - mówił burmistrz. - Dlatego w tej chwili jesteśmy w trakcie wypowiedzenia umowy, która upływa 30 czerwca.
Dariusz Jaszczuk daje do zrozumienia, że w gminie może dojść do radykalnych rozwiązań.
- Jeśli nie znajdzie się podmiot prywatny, który będzie sprawnie zarządzał ośrodkiem, to powołamy publiczny ZOZ, do którego co roku pewnie trzeba będzie dopłacać pieniądze. Jeśli chce się przyciągnąć dobrą pielęgniarkę czy lekarza, trzeba się liczyć z podwyżkami wynagrodzeń dla personelu.
Ale burmistrz nie będzie na to żałował pieniędzy, ponieważ dla niego jest to bardzo ważny temat. Nie zapomina o tym, że obiecywał mieszkańcom dostęp do usług medycznych na przyzwoitym poziomie.
TOMASZ MARKIEWICZ
najstarsze
najnowsze
popularne