Dwa małżeństwa z Siedlec poręczyły znajomej kredyt na 1 mln zł. Gdy przestała go spłacać, komornik zaczął egzekucję z majątku i pensji poręczycieli.
Śledztwo TS fot. pyt
Dwa małżeństwa z Siedlec poręczyły znajomej kredyt na 1 mln zł. Gdy przestała go spłacać, komornik zaczął egzekucję z majątku i pensji poręczycieli.
Jak ustaliliśmy, dłużniczka prowadzi hotel pracowniczy, podczas gdy poręczycielkom nie starcza już na życie i mogą stracić swoje domy.
Poręczyły kredyt na 1 mln zł, teraz muszą go spłacać
Anna i Ewa poręczyły kredyt dla Agaty w 2012 roku. Pieniądze poszły na budowę przedszkola. Anna jest krewną Agaty, a Ewa była jej pracownicą w przedszkolu.
– Nasi ojcowie są rodzonymi braćmi - tłumaczy Anna. - Gdy matka Agaty ciężko chorowała, to ja siedziałam przy niej w szpitalu. Umarła praktycznie na moich rękach. A kiedy zmarł ojciec Agaty, to my z mężem znaleźliśmy jego ciało, ona była wtedy za granicą. Na jej ślubie byliśmy najbliższą rodziną, bo rodzice już nie żyli. W przygotowaniach do wesela też pomagaliśmy. Byliśmy bardzo blisko. Więc kto miał jej pomóc jak nie rodzina? - pyta bezradnie.
Ewa wspomina, że w przedszkolu pojawiały się czasem problemy z wypłacaniem pensji. Wtedy właścicielka tłumaczyła je kosztami wynajmu budynku. – Przekonywała, że koszty spłacania kredytu będą mniejsze niż wynajmu. I w końcu mnie podeszła... Zresztą, nie tylko mnie, bo dwie inne pracownice poręczyły jej inne kredyty. Nie chcą o tym mówić, bo się wstydzą. Mąż jednej z nich kategorycznie zabronił nagłaśniać sprawę ze względu na swoją pracę. Powiedział: spłacę.
Przecież była hipoteka! Dlaczego bank nie zajął budynku?
Poręczenie tak dużego kredytu wydawało się bezpieczne, bo Agata zaciągnęła go na hipotekę, czyli w razie kłopotów bank mógł prowadzić egzekucję z wybudowanego budynku. Poza tym Agata sprawiała wrażenie majętnej i zaradnej osoby.- Razem z siostrą są właścicielkami kamienicy z dziewięcioma mieszkaniami w centrum miasta – zaznacza Anna. – W tamtym czasie miała też kilka innych mieszkań. Jej sytuacja finansowa była bardzo dobra.
Ewa dodaje, że dobrobyt pracodawczyni komentowali nawet rodzice dzieci z przedszkola. - Śmiali się, że buty ma chyba we wszystkich dostępnych kolorach. Na zakupy jeździła tylko do Warszawy, bo w Siedlcach dla niej nie było odpowiednich rzeczy.
Przez pierwsze 2 lata nie było problemów ze spłatą kredytu. Ale potem Anna zaczęła raz w roku dostawać upomnienia z banku. - Wtedy jechałam do niej, ona przepraszała, obiecywała wpłatę, i był spokój.
Prawdziwe kłopoty zaczęły się w 2017 roku. Bank wezwał poręczycieli, bo były zaległości w spłacie rat. Tylko oni się stawili, dłużniczka nie przyszła. - Mówiła nam, że musiała być w ZUS, by negocjować w sprawie zapłat zaległości. Później sprzedała mieszkanie i jakąś niewielką część wpłaciła do banku.
W 2019 roku było jednak jeszcze gorzej. Bank zaproponował restrukturyzację długu, ale Agata znowu się nie pojawiła na spotkaniu. - Wtedy zaczęliśmy się poważnie martwić - przyznają kobiety. - Dług wynosił około 800 tys. zł. Proponowaliśmy Agacie, żeby sprzedała budynek i spłaciła kredyt. Sami znaleźliśmy kupca na budynek i działkę, który proponował 1,3 mln zł. Za tyle to po spłacie kredytu Agaty zostałoby więc jeszcze pół miliona złotych w gotówce. Niestety, nie chciała sprzedać.
Komornik zajął pensję męża. Czy zajmie także nieruchomości poręczycieli?
W marcu do poręczycieli przyszło zawiadomienie od komornika, że będzie prowadził egzekucję... z ich majątku. Samą opłatę egzekucyjną wyliczył na 50 tys. zł. - A odsetki wynoszą prawie 200 zł dziennie! - Ewa nie może powstrzymać łez. - Komornik zajął mi dom, który kupiłam na kredyt, zajmuje również pensje moją i męża. Na życie zostaje nam nieco ponad 2 tys. zł, bo tej kwoty zgodnie z prawem zająć nie może.
Tymczasem rata kredytu Ewy za dom wynosi 2,5 tys. zł, czyli więcej od tego, co pozostawia komornik. - Nie wystarcza mi na spłatę własnego kredytu, a gdzie jedzenie i opłaty? Za co ja mam utrzymać dzieci? - rozpacza Ewa.
Anna mówi, że komornik zajął na razie pensję jej męża, ale z drżeniem serca czeka na pismo, że zajmie także ich nieruchomość.
Cała sprawa odbija się na stanie psychicznym poręczycieli. Kobiety płaczą, opowiadając o swoich kłopotach. Ich frustrację pogłębia świadomość, że dłużniczka ma się całkiem dobrze. - Wiemy, na jakim poziomie żyje. Kupiła sobie rasowego kota za 3 tys. zł. Gdy do niej jeździłyśmy, prosząc o spłatę kredytu, widziałyśmy ogromny basen. Wiemy też, że w kamienicy zamontowała sobie ogrzewanie podłogowe i przeprowadziła generalny remont kuchni. Wszystko to w czasie, gdy bank domagał się spłaty kredytu... od nas.
W 2019 roku Anna i Ewa zgłosiły sprawę w prokuraturze jako próbę oszustwa ze strony Agaty. Postępowanie jednak umorzono. - Bo Agata zeznała, że jej partner ją oszukał, stąd ma problemy. A tymczasem ona z tym partnerem jest cały czas. Wspólnie prowadzili nawet bar! - oburzają się kobiety.
Rzeczywiście w ogólnodostępnej bazie przedsiębiorców znaleźliśmy firmę, której właścicielką jest Agata, a profil prowadzonej działalności to gastronomia i catering. Reklamowała tę działalność na swoim profilu społecznościowym.
Poręczycielki przytaczają także historię z 2017 roku, gdy w kamienicy, której Agata jest współwłaścicielką, policja odkryła plantację marihuany. Tę informację potwierdziła nam rzeczniczka prasowa siedleckiej policji nadkom. Agnieszka Świerczewska. Mężczyzna, który miał tam hodować marihuanę, został zatrzymany.
– To był właśnie jej partner – mówią kobiety. – Ona potrzebowała wtedy pieniędzy na adwokata i chyba na poręczenie majątkowe.
Wierzycielka prowadzi hotel pracowniczy
Przedszkole działało około 10 lat, zostało zlikwidowane dwa lata temu. Budynek nadal jest własnością Agaty. I nie stoi pusty. Ewa i Anna twierdzą, że służy jako hotel pracowniczy.
Sprawdziliśmy to. Przez kilka dni jeździliśmy pod ten adres. Codziennie wieczorem parkował tam srebrny bus. W końcu natrafiliśmy na moment, gdy pracownicy zostali przywiezieni. Weszliśmy do środka.
- Czy są wolne miejsca, bo chcielibyśmy wynająć pokoje? - pytamy.
– Ja nie znaju – odpowiada nam mężczyzna. Przy pomocy translatora dodaje, że raczej nie ma nic wolnego, bo mieszka tu dużo osób.
Budynek jest bardzo duży, ciągle wchodzi ktoś nowy. Pytamy o numer telefonu do właściciela. – Ja nie znaju – ponownie odpowiada mężczyzna.
– A jak się nazywa właściciel?
– Agata. Czasem tu przyjeżdża.
Dzwonimy do Agaty, podając się za właściciela firmy, który chce wynająć kwatery dla swoich pracowników. Pytamy o wolne miejsca. Agata mówi, że w tej chwili ich nie ma, bo wszystkie lokale na trzech kondygnacjach są zajęte. Ale może się coś zwolni... W każdym pokoju jest zakwaterowanych po 4-5 osób. Jak opowiada, na każdym piętrze jest wspólna kuchnia i łazienka, są trzy toalety, trzy umywalki i jeden prysznic. Koszt wynajmu to 600 zł od osoby.
Nie wiemy dokładnie, ile pokoi jest w budynku, ale nawet przyjmując, że na jednym piętrze są tylko dwa, na każdej kondygnacji może mieszkać co najmniej 10 osób, a więc w całym budynku - przynajmniej 30. Jeśli rzeczywiście takie jest zapotrzebowanie, to dawałoby to 18 tys. zł dochodu miesięcznie.
Informacji o tej działalności nie znaleźliśmy w żadnym z ogólnodostępnych serwisów gospodarczych. Jak podają serwisy branżowe, „ prowadzenie kwatery pracowniczej jest zdecydowanie prostsze, niż działalność stricte hotelarska, a przy niewielkiej skali może być prowadzona nawet jako tzw. wynajem prywatny z pominięciem konieczności rejestrowania działalności gospodarczej”. To oznacza, że nie trzeba tego nigdzie rejestrować. Próbowaliśmy sprawdzić w komendzie straży pożarnej w Siedlcach, czy obiekt spełnia wymogi przeciwpożarowe, ale nie udzielono nam takiej informacji.
Bank nic nie mówi
Próbowaliśmy porozmawiać z dyrektorem banku, który skierował komornika do egzekucji długu od poręczycieli. Pytamy, dlaczego egzekucja nie jest prowadzona z majątku dłużniczki? Przecież bank może zająć budynek po przedszkolu, którego wartość jest dużo większa niż wynosi dług. Dyrektor zasłania się jednak tajemnicą bankową. Nie odpowiada.
- My wiemy, że ten budynek jest wyceniany – mówi Ewa. – Podobno wycena opiewa na ponad 2 mln zł. Tylko nie wiemy, czemu bank nie kazał komornikowi go zająć. Przecież jest wart więcej niż mój dom. Słyszałyśmy, że zgodnie z procedurą ona musi się zapoznać z wyceną, ale nie odbiera pism, co wydłuża cały proces. I jeszcze nam powiedziała: Nie zrobicie mi nic.
Dłużniczka to niedoszła radna
W ostatnich wyborach samorządowych Agata startowała do siedleckiej rady miasta z listy Bezpartyjnych Siedlec. To stowarzyszenie szło do wyborów pod hasłem: „Uczciwość, Pracowitość, Kompetencje”.
- Uczciwość? – pytają przez łzy poręczycielki. – Próbowaliśmy rozmawiać na jej temat z prezydentem, który przecież założył to stowarzyszenie, ale nikt się sprawą nie zajął.
Poręczycielki interweniowały również w stowarzyszeniu Bezpartyjne Siedlce. Gdy Agata się o tym dowiedziała, wysłała SMS: – „Chciałaś narobić mi wstydu i żeby mnie wyrzucili z BS, bez sensu, tylko jeśli oni mi nie pomogą, to będzie twoja wina, zastanów się 5 razy nad swoimi pochopnymi decyzjami”.
W jaki sposób Bezpartyjne Siedlce miałyby dłużniczce pomóc? Zapytaliśmy o to prezesa stowarzyszenia, Jarosława Sawickiego. – Nie mam pojęcia – odpowiada. Pytamy, czy Agata prosiła w stowarzyszeniu o pomoc. Prezes zapewnia, że to ustali i oddzwoni. Na razie nie oddzwania.
Dwukrotnie prosiliśmy Agaty o odpowiedzi na nasze pytania i jej komentarz do tej sytuacji. Pierwszy raz miesiąc temu, gdy zapytaliśmy telefonicznie, czy zamierza spłacać kredyt, by bank nie prowadził egzekucji od poręczycieli. – Proszę się kontaktować z moim pełnomocnikiem – odpowiedziała. Ma nim być jej adwokat, ale nie chciała podać jego nazwiska. - Proszę wysłać pytania mailem – ucięła rozmowę. Wysłaliśmy, ale odpowiedź nie przyszła. Tuż przed publikacją artykułu jeszcze raz poprosiliśmy SMS-em o ustosunkowanie się do zarzutów poręczycielek. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Justyna Janusz
Imiona bohaterek reportażu zostały zmienione.
najstarsze
najnowsze
popularne