Z pisarką rozmawia Mariola Zaczyńska.
Grażyna Jeromin- -Gałuszka skradła serca Czytelników naturalnością i skromnością podczas spotkania promującego najnowszą książkę „Skradzione lato”.
Z pisarką rozmawia Mariola Zaczyńska.
To było wyjątkowe spotkanie! Wszyscy czuli, że w czytelni siedleckiej biblioteki dzieje się coś niezwykłego. Takiej atmosfery na spotkaniu z pisarzem dawno nie było. Grażyna Jeromin- -Gałuszka skradła serca Czytelników naturalnością i skromnością podczas spotkania promującego najnowszą książkę „Skradzione lato”.
- Odnoszę wrażenie, że lubisz Siedlce.
- Wygrałam tu „Magnolią” główną nagrodę na Festiwalu Literatury Kobiet „Pióro i Pazur”.
- Książką, do której wykupiono prawa do sfilmowania. Już wtedy Czytelnicy „polowali” na Ciebie, by zdobyć autograf. Mieli wyjątkową okazję poznać Cię osobiście.
- Brakuje bardzo tego festiwalu. Miał wyjątkową atmosferę i dobrą aurę. Nigdy też nie zapomnę gościnności właściciela Hotelu Janusz, który wspaniale dbał o pisarzy i pisarki. Po takich wspomnieniach chce się tu wracać. O Siedlcach i siedlczanach zawsze myślę bardzo ciepło.
- Dla Czytelników jesteś dosyć tajemnicza. Nie ma Cię za dużo na Facebooku, a w mediach pojawiasz się tylko przy okazji premiery książek. Zaszyłaś się w malutkiej miejscowości pod Radomiem i wygląda na to, że nie ciągnie Cię do wielkiego świata.
- Może dla innych wielki świat to ich żywioł. Dla mnie nie. Nie istnieję towarzysko na Facebooku, jedynie informacyjnie dla Czytelników. Gdybym mogła, zrezygnowałabym z wywiadów i rozgardiaszu, jaki towarzyszy premierom. Nie mam potrzeby opowiadania o tym, co czuję i co myślę na różne tematy.
- Czyli nie da się z Ciebie zrobić celebrytki.
- Nie wypaliłoby. Nie jestem osobą medialną. Odpowiada mi nawet to, co zrobiła ze światem pandemia: premiery są inne, bez takiego rozmachu, a wywiady prowadzone przez telefon lub maila. Okazuje się, że możemy żyć bez pewnych rzeczy.
- Nie do końca. Czytelnicy mają ogromną potrzebę kontaktu z ulubioną pisarką. Wytropili nawet, gdzie mieszkasz. I przyjeżdżają, ciekawie zaglądając za ogrodzenie.
- To zazwyczaj przemili ludzie. Częstuję ich herbatą. Mam wyjątkowych Czytelników. Najpiękniejsze, co pisarza może spotkać, to słowa: „Pani książka zmieniła moje życie”. Wśród fanów mam na przykład małżeństwo, które w sobotnie wieczory czyta sobie nawzajem fragmenty „Magnolii”. Jedni ludzie idą w weekend do klubów i pija wino, a oni tak spędzają wolny czas.
- A są już reakcje na „Skradzione lato”?
- Czytelniczka napisała: „Pani to potrafi człowieka sponiewierać. Jest pani czarodziejką”. Pisarz może zarabiać miliony, sprzedawać milionowe nakłady, ale to takie słowa są nagrodą.
- Która książka kosztowała Cię najwięcej pracy i emocji?
- „Legenda”. Jest inna niż pozostałe książki, ale też żadnej innej tak nie przeżywałam. Musiałam po jej napisaniu przez jakiś czas dochodzić do siebie. Pisząc ją, po prostu byłam na skałach z tymi kobietami, które do pewnego momentu były pokorne, a potem odnalazły w sobie siłę. Marzłam z nimi, gdy padał biały deszcz, byłam głodna jak one... Byłam jedną z nich. Czułam potrzebę pokazania tego ciężkiego losu i narodzin buntu. Potem długo nie mogłam się odnaleźć w realnym świecie, ciężko mi było wrócić.
- Zastanawiałaś się, gdzie tkwi tajemnica sukcesu Twoich powieści?
- Może chodzi o dystans, z jakim przedstawiam tragedie i pewną nieuchronność cyklu życia. W jednym
zdaniu mogę napisać, że ktoś umarł, a ktoś się narodził. To przymrużenie oka, że wszystko możemy przeżyć, choć wydaje się, że nastąpił koniec świata, a potem się z tego szczerze śmiać, jest chyba oczyszczające, może nawet daje jakąś siłę. Nie lubię dołowania i łzawego stylu... A może chodzi o relacje ludzkie? W „Magnolii” kobiety potrafią sobie dokuczać, robić różne rzeczy, ale gdy trzeba, wspierają się, poświęcają, czynią dobro i wręcz trudno im bez siebie żyć. Może ludzie odnajdują się w tych relacjach?
- Twoje powieści wzruszają do łez, wywołując jednocześnie ulgę i śmiech. A co Ciebie wzrusza?
- Zależy od kondycji psychicznej. Czasem czyjś talent, czasem piękno natury. Patrzę na to piękno i się wzruszam, że taki świat trzeba będzie opuścić, zostawić. Dobroć ludzka też mnie wzrusza. I oczy starych ludzi. Kryje się w nich dobroć, łagodność i jakaś bezradność. No i los zwierząt mnie wzrusza.
- Masz cały zwierzyniec. Ale wiem, że nad losem gęsi już płaczesz, choć mają się świetnie.
- Bo one są tak w sobie zakochane, są tak sobie oddane! Gdy gąska odejdzie dalej, choćby żeby jajko znieść, to gąsiorek jest strasznie zrozpaczony. Jak on biega po grobli, jak płacze! I wtedy, widząc to przywiązanie, martwię się, co będzie, gdy jedno z nich umrze. Nie ma możliwości, aby umarły razem. Co to będzie za rozpacz. Mam nadzieję, że nie nastąpi to szybko, bo gęsi mogą żyć do 20 lat, a moje mają około sześciu.
- Ludzi też lubisz?
- Lubię i nie lubię. Kiedyś miałam przekonanie, że wszyscy są dobrzy i uczciwi, ale z wiekiem, wiadomo, człowiek się przekonuje, że nie jest idyllicznie. Dzielę ludzi nie na pięknych i brzydkich, bogatych i biednych, tylko na dobrych i złych, mądrych i głupich. I tak jak mawia babka ze „Skradzionego lata”, od tych drugich staram się trzymać z daleka.
najstarsze
najnowsze
popularne