Wiozłem żonę umierającą...

Garwolin

Milena Celińska 2022-12-07 11:43:21 liczba odsłon: 12652
Szpital Powiatowy w Garwolinie, w którym zmarła Barbara Zawadka.

Szpital Powiatowy w Garwolinie, w którym zmarła Barbara Zawadka.

Jan Zawadka oskarża garwoliński szpital o nieudzielenie pilnej pomocy jego żonie, co w konsekwencji mogło przyczynić się do jej śmierci.

– To wina lekarzy, którzy praktycznie nie udzielili jej pomocy, gdy dwa dni przed śmiercią przywiozłem ją, umierającą, na SOR – twierdzi. Domaga się zwolnienia dyrektora SPZOZ w Garwolinie Krzysztofa Żochowskiego.

Prokuratura Okręgowa w Siedlcach wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Barbary Zawadki.

Pani Barbara zmarła w sierpniu. Miała 61 lat. Jej mąż do dzisiaj nie może się z tym pogodzić. Opowiada o dramatycznych wydarzeniach z tamtych dni.

– Żona miała chore serce, leczyła się. W 2005 roku przeszła udar. Gdy źle się poczuła, myślałem, że to z powodu upału. Ale gdy zaczęła wymiotować i miała kłopoty z widzeniem, wiedziałem, że jest źle. Na drugi dzień, 19 sierpnia, zawiozłem ją na SOR, około godz. 18 – opowiada pan Jan. – Powiedziałem w rejestracji, że przywiozłem umierającą żonę. Mówiłem, że ma wysokie ciśnienie, migotanie przedsionków i arytmię serca.

ZOSTALIŚMY ODPRAWIENI

D o małżeńst wa pr z yszedł ktoś z personelu medycznego. Nie przedstawił się. – Nawet nie wiem, czy to był lekarz, ratownik medyczny, czy pielęgniarz. Opowiedziałem, co się dzieje. Ten pan zabrał żonę do pokoju na badanie, naprzeciwko rejestracji. A jak wyszedł, zaczął mi tłumaczyć, że tu jest SOR, że zajmujemy czas, że żona nie potrzebuje hospitalizacji w szpitalu. Śmiał się, mówiąc, jaka ona jest umierająca, skoro ma 93% saturacji. I zostaliśmy odprawieni. Tak po prostu – opowiada pan Jan.

Wyszli z SOR, ale pan Jan namawiał żonę, by pojechali do innego najbliższego szpitala. Nie zgodziła się, wrócili do domu.

– W sobotę około godz. 18 zawiozłem żonę na nocną pomoc w szpitalu. Mieliśmy szczęście, bo pani doktor z Ukrainy wykazała się empatią i pozwoliła mi być przy badaniu.
Powiedziała, że trzeba natychmiast jechać na SOR. Dała skierowanie, zorganizowała wózek i wspólnie przewieźliśmy Basię na SOR. W końcu żonę zarejestrowano, przyszła jakaś kobieta i wzięła ją na badania. Nie wiem, czy była lekarzem, czy pielęgniarką. Chciałem iść z żoną do gabinetu, bo była w takim stanie, że nie mogła sama się podpisać pod dokumentami, ani sama rozebrać. Nie pozwolono mi.

Mąż czekał na korytarzu. Drzwi się otworzyły i został poproszony do gabinetu.

– Ta kobieta zapytała: Czy ta niemiła pani to pana żona? Odpowiedziałem, że moja żona to Barbara Zawadka. Dopytywała, czy żona leczy się psychiatrycznie, bo przyjechała do szpitala w koszuli nocnej. Wyjaśniłem, że żona była ubrana tylko w koszulę, żeby było łatwiej ją zdiagnozować i szybciej udzielić pomocy. A poza tym tego dnia był straszny upał. Usłyszałem: Niech pan nie przesadza. To było dla mnie już za dużo, wyszedłem. Niestety, wtedy widziałem Basię ostatni raz – mówi ze łzami w oczach Jan Zawadka.

Cały artykuł przeczytacie w najnowszym papierowym i e-wydaniu (KUP TERAZ)  Tygodnika Siedleckiego nr 49.

Komentarze (14)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.