Na wózku dojadę daleko
Sokołów Podlaski
Patrykowi na codzień pomagają koledzy:
Łukasz Wojtczak (z lewej) i Mateusz Pietrak (z prawej)
Patryk ma 16 lat i od roku jest przykuty do wózka. Ciało sparaliżowanego chłopca energia wprost rozpiera. Bardziej od własnych ograniczeń, boli go zależność od innych i subiektywne poczucie, że dla przyjaciół i rodziny jest kulą u nogi. Kosowscy samorządowcy postanowili mu pomóc i zbudować mu...drogę! Pokazują, że nie przeszkodzi im w tym nawet pusty budżet, a pieniądze – jak będzie trzeba – wytrzasną spod ziemi.
Życie nastolatka z Kosowa Lackiego – Patryka Cichowskiego w jednej sekundzie zmieniło się nieodwracalnie. Po wypadku chłopak przeszedł ciężkie leczenie i pokonał wszystko to, co w swojej trudnej sytuacji mógł jeszcze pokonać: smutek, depresję i załamanie nerwowe. Wygrał z tym i wyszedł do ludzi. Pokazał światu, że nawet mając sparaliżowane dwie trzecie ciała może żyć normalnie. Ten trudny życiowy egzamin zdał na szóstkę z plusem. Na szczęście otoczenie odpłaciło mu tym samym. Od początku pomagają mu: rodzina, nauczyciele i koledzy. Teraz na wysokości zadania staje kosowski samorząd – pokazuje chłopcu, że chce mu pomóc, mimo braku środków. Przy dobrych chęciach niemożliwe może stać się możliwe.
Aktywny od zawsze
Mama Partyka – Grażyna Cichowska o życiu syna przed wypadkiem opowiada z zapartym tchem: – Był aktywnym chłopcem, trenował lekkoatletykę. Z zawodów wracał z medalami. Nawet tego dnia, kiedy doszło do tragedii, pożyczył kulę. Miał przez cały weekend, przed zawodami, ćwiczyć pchnięcie kulą – opowiada matka.
To stało się w ubiegłym roku. Tego tragicznego piątku rodzina Cichowskich długo nie zapomni. Był kwietniowy wieczór, Patryk trenował. Potem przyjechał po niego kolega. Chłopak postawił sobie zrobić małą przerwę w treningu. Jako pasażer wsiadł na motor kolegi. Patryk nie miał swojego motoru, jego matka od dawna nie zgadzała się na zakup motocykla. Jak teraz wspomina, od początku czuła dziwny intuicyjny lęk przed tym pojazdem. Tak bardzo się bała, że na zakup motoru nie pozwoliła nawet swojemu najstarszemu, pełnoletniemu już synowi. Jak pokazały wydarzenia tego wieczoru, jej lęk nie był bezzasadny.
Chłopcy nie odjechali daleko. Do wypadku doszło blisko domu Patryka, na żwirówce, łączącej dom z drogą powiatową. Chłopcy nie wyrobili się na zakręcie, wyrzuciło ich na pole. Kolega z wypadku wyszedł cało, ale Patryk odniósł liczne obrażenia. Motor spadł na jego plecy i uszkodził rdzeń kręgowy. Chłopiec trafił na leczenie do Konstancina. Lekarze nie mieli dobrych wieści.
Patryk długo dochodził do siebie, miał nawet krwiaki w mózgu. Często nie kontaktował, nie poznawał najbliższych. Po upływie dwóch miesięcy można już było się z nim komunikować. W szpitalu spędził długie miesiące.
Od wypadku jest sparaliżowany. Nie czuje nóg ani sporej części tułowia, ale ma władzę w rękach. Jeszcze w szpitalu tęsknił za swoim rodzinnym Kosowem.
– Kiedy po długim leczeniu po raz pierwszy przywiozłem syna do Kosowa, nie chciał od razu do domu. Kazał się obwieźć po mieście, potem zawieźć do kolegi, a na końcu do swojej wychowawczyni z gimnazjum – opowiada ojciec Patryka, Zdzisław Cichowski.
Zostało Ci do przeczytania 58% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 40/2011:
najstarsze
najnowsze
popularne