Stanisław Dąbrowski nie żyje

Sokołów Podlaski

Justyna Janusz 2014-01-10 05:58:33 liczba odsłon: 5820

Zmarł Stanisław Dąbrowski - pochodzący z Sokołowa Podlaskiego Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, wcześniej Przewodniczący Trybunału Stanu i przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

S. Dąbrowski ukończył liceum w Sokołowie, a studia prawnicze w Warszawie. Pracę zaczynał w Sądzie Rejonowym w Węgrowie. Pracował również w Sądzie Wojewódzkim w Siedlcach. Był współzałożycielem i pierwszym prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej w Siedlcach. Był też posłem z okręgu garwolińskiego.

S. Dąbrowski miał 66 lat. (jj)

 

W lipcu 2013 Bożena Nowotniak przeprowadziła rozmowę z sędzią Dąbrowskim. Opublikowaliśmy ją na naszych łamach.

Stanisław Dąbrowski - Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego i Przewodniczący Trybunału Stanu
W czepku urodzony?
Przez pięć dni pracuje w Warszawie. Na weekend wraca do rodzinnego domu w Sokołowie Podlaskim. Podatki także płaci w swoim mieście i mówi o tym z dumą. Ma 66 lat. Czy w tym wieku jest tak popularnym w stolicy „słoikiem”? – Chyba nie – odpowiada z uśmiechem. – Słoików z jedzeniem z Sokołowa nie wożę. Zarabiam godnie i wszystko kupuję w Warszawie. O pracy w Sądzie Najwyższym opowiada z pasją. Do końca kadencji zostały mu 3 lata.
Błyskawiczny awans zwykłego sędziego sądu powiatowego, wojewódzkiego, aż do Sądu Najwyższego pokazuje, że kariera zawodowa jest otwarta dla każdego niezależnie skąd pochodzi. Trzeba odrobiny szczęścia i zbiegu okoliczności.
- Może za szybko awansowałem. W sądownictwie jestem od 1 października 1970 roku czyli 43 lata. W tym - 2 lata aplikacji. Wychodzi, że 41 lat jestem sędzią. To długi okres. Bardzo mało sądziłem w sądzie rejonowym. W 1972 przez pół roku byłem w sądzie rejonowym w Sokołowie. Już od 1979 roku pracowałem w sądzie wojewódzkim. Przez 5 lat w sądzie pierwszej instancji, potem  II instancji.  Ta praca miała już inny charakter służby sędziowskiej. Do Sądu Najwyższego wszedłem na fali przemian. Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Wojewódzkiego (okręg siedlecki) zgłosiło mnie do Sądu Najwyższego. W 2010 roku zaś dobiegała końca moja kadencja na stanowisku Przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa. Sędziowie Sądu Najwyższego zaczęli mnie dopytywać, czy zgodzę się kandydować na funkcję Pierwszego Prezesa. Wcześniej takiego rozwiązania nie brałem pod uwagę, choćby dlatego że wybór Pierwszego Prezes Sądu Najwyższego jest skomplikowany. Wygląda to niemal jak wybór papieża przez Kolegium Kardynalskie. Podczas posiedzenia Sędziowie Sądu Najwyższego (obecnie jest ich 87, a ustawowo może być 90 - dop. BN) otrzymują listy z nazwiskami wszystkich sędziów i na tych listach w tajnym głosowaniu każdy wskazuje dwie osoby, które jego zdaniem byłyby najlepszymi kandydatami. Wszyscy zgłoszeni, bez względu na liczbę zgłoszeń, stają się kandydatami, o ile wyrażą zgodę. Na kolejnym etapie sędziowie, również w tajnym głosowaniu, oddają głos na jedną osobę spośród kandydatów. Dwóch sędziów, którzy w tym ostatnim głosowaniu uzyskali największą liczbę głosów przedstawia się Prezydentowi RP, a ten dokonuje wyboru spośród nich. Tak zostałem Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego. 1 lipca 2013 roku, minęły 23 lata od kiedy powołano mnie do Sądu Najwyższego. Nigdy nie przewidywałem, że moja kariera zawodowa tak się potoczy.
W 2012 roku Sąd Najwyższy zajmował się 10 511 sprawami. Dominowały skargi kasacyjne. Czy to źle świadczy o rozstrzyganych sprawach w sądach niższych instancji? Czy też może liczba skarg wskazuje na słabość naszego prawa?
 - Tak tego nie można ujmować. Polska jest ponad 38-milionowym krajem. W sądach powszechnych rocznie jest rozpatrywane kilkanaście mln. spraw. Ponad 10 tysięcy, które wpływają do SN to nie jest dużo. Rozpatrujemy te, w których zaistniały poważne problemy prawne lub nastąpiła rozbieżność w orzecznictwie. Zależy nam na ujednoliceniu prawa. By orzecznictwo było jednakowe, wyroki sprawiedliwe. Na tym, by nie było 11 udzielnych księstw (bo tyle jest sądów apelacyjnych) i 43 sądy okręgowe. Czuwamy nad zachowaniem jednolitości prawa, by znaczyło ono to samo niezależnie czy jest to Kraków, Siedlce czy Warszawa. Jest to ważne dla obywatela, bo ma on zagwarantowane w Konstytucji prawo do sądu i dla realizacji tego prawa powinien mieć pewność, że podobne sprawy zostaną rozpoznane w podobny sposób, w każdym sądzie w całej Polce. Trzeba też powiedzieć, że rozbieżności w interpretowaniu prawa nie da się całkowicie wyeliminować. Nie zapominajmy, że sędziowie są niezawiśli. SN formalnie nie możne narzucić swojej wykładni, poza tą sprawą, którą rozpoznaje. Autorytet SN jest jednak bardzo duży i w sytuacjach, kiedy SN rozpatrywał jakąś sprawę, w innych podobnych sądy bardzo rzadko orzekają inaczej, niż SN wykładał.
Dlaczego nie ma precedensu, jak w USA? Wówczas byłoby łatwiej…
Mamy inny system - kontynentalny. W USA sądy mają rolę bardziej zbliżoną do ustawodawcy. U nas wyrok sądowy nie może zastępować ustawy. Prawo zaś, niestety, jest dżunglą. Ustawy bywają sprzeczne, zawierają niejasną terminologię, to daje sądom duże możliwości swobodnej wykładni prawa. Oczywiście, twórczość w ramach wykładni powinna być ograniczona. Są granice, których nie można przekraczać. Sędzia powinien tak wykładać przepis ustawy, by wyrok był sprawiedliwy, zgodny nie tyle z jego poczuciem sprawiedliwości, co ze sprawiedliwością powszechnie uznawaną. Nieporozumieniem jest postrzeganie sędziów, przez dziennikarzy, jako zbyt silnej kasty niejako kapłanów. Tak można oceniać sędziów w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, gdzie ich rola jest nieporównywalnie większa, Z kolei we Włoszech i w Hiszpanii sędziowie są bardzo upolitycznieni. U nas tego nie ma.
A jak potraktować przypadek sędziego Igora Tulei, który rozpatrywał korupcyjne poczynania doktora G. Po wyroku oraz jego niekonwencjonalnym, jasnym uzasadnieniu, zrozumiałym dla każdego, spotkała się z ostrą falą krytyki, zarzutami o upolitycznienie.
- Może zbyt dużo wypowiadał się w mediach. Wystarczyłaby tylko jedna wypowiedź w telewizji. On jednak polubił medialne wystąpienia i przez kilka tygodni był gwiazdą. Nie można sędziemu zabronić obrony swojego orzeczenia, w taki sposób jaki uważa za stosowne. Może  sędziowie za mało bronią  swoich  uzasadnień. Uważają, że jak napiszą uzasadnienie, to ono powinno bronić wyroku. Tymczasem język prawniczy jest trudny i dobrze byłoby przełożyć go na potoczny. Nie wszyscy sędziowie to potrafią.
Hermetyczność środowiska sędziowskiego, nieumiejętność przekładania języka prawniczego na potoczny powodują, że trudno zrozumieć, co sędziowie do nas mówią.
- Mówi się o grupie sędziów, o korporacji sędziowskiej, a problem tkwi w tym, że sędziowie, pełniąc swoją służbę, są odizolowani od kolegów. Trudno więc nawet mówić o istnieniu środowiska sędziowskiego. Słabość władzy sądowniczej tkwi w tym, że jest ona  bardzo zatomizowania
To wynika z naszego systemu sądownictwa?
- Też. Można jednak mieć wątpliwości, czy sędzia przy rozstrzygnięciu konkretnej sprawy powinien szukać rad kolegów. Orzeczenie jest konkretnego sądu, a nie zespołu ludzi nie należących do sądu. Sąd w znaczeniu funkcjonalnym to zespół sądzący.
Bezstronność, apolityczność, wstrzemięźliwość, to atrybuty sądu. A mimo wszystko sądy i sędziowie są mocno i ostro krytykowani. Dlaczego?
- Krytyki nie da się uniknąć. Ostra, dosadna świadczy o  poważnej  roli sądów i ich  znaczeniu  w życiu społecznym i kraju. Inne władze: rząd, sejm również poddawane są krytyce i nie ma co tu oczekiwać miłosierdzia dziennikarzy. Sądy krytykują także ci, którzy w nich przegrywają. Sędziowie też nie są świętymi. W gronie około10 tys. sędziów są tacy, którzy mają swoje ekscesy. Generalnie jednak spełniają rolę, do której zostali powołani.
Zmiana w organizacji sądów powszechnych i reforma sądownictwa zaproponowana przez byłego ministra Jarosława Gowina wprowadziła bałagan, niezadowolenie i falę krytyki. Czemu ma to służyć?
Pana Gowina podejrzewam, że założył on likwidację sądów, by było dużo hałasu, by przez kilka miesięcy o nim mówiono. Dla polityka to jest istotne, by był znany. Cel osiągnął. Mniej istotne w tym wszystkim było, czy zmiany przyniosą korzyści czy straty. Przy tej reformie istotne są kwestie: czy takie zmiany są w kompetencji ministra sprawiedliwości? Prezes SN nie ma żadnych uprawnień w zakresie administrowania sądami powszechnych. Trudno mi się tu wypowiadać. Uważam jednak, że dobrze byłoby, by kompetencje o tworzeniu i znoszeniu sądów należały do Sejmu a nie ministra.  Byłaby większa  transparentność ze względu na publiczny charakter prac ustawodawczych. Nadto ze względu na konstytucyjne znaczenie sądów ich likwidacja powinna  następować aktem wyższej rangi niż rozporządzenie ministra. Polska powiatowa ma się źle z powodu odpływu ludności do wielkich miast. Likwidacja 79 małych sądów sprzyja nasileniu tego niekorzystnego procesu  Podczas spotkania z ministrem Gowinem zwracałem uwagę, że reforma nie tak powinna wyglądać. Odpowiedzią było milczenie. Prezydent wystąpił z kompromisową inicjatywą ustawodawczą. Z projektów ustawy wynika, że niestety Sąd w Sokołowie nie zostanie przywrócony.
Dzisiaj, jako Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, może pan powiedzieć wszystko, nie musi nikomu się podlizywać, nie musi oczekiwać poparcia, stanowisk.
- Wbrew powszechnemu przekonaniu bardzo wysoko oceniam zmiany w Polsce. Moja generacja doprowadziła do takiej zmiany, że po raz pierwszy od kilkuset lat, wolność jest utrwalona i niezagrożona. Wolne państwo to sukces mojego pokolenia. Także sukces gospodarczy, cywilizacyjny Polski jest niezaprzeczalny. W 1989 r. Polska pod względem PKB w rankingach była tylko przed Albanią. Wyprzedzały nas Rumunia i Bułgaria. Ta przepaść została zasypana. Od 1989 roku przez ćwierć wieku poszliśmy naprzód. Jeszcze nie możemy równać się z Niemcami, Francją Hiszpanią, ale awans nastąpił. Za kolejne ćwierć wieku, jeżeli chodzi o znaczenie kraju, będziemy przed Holandią czy Belgią.
Rzadko zabiera pan głos w sprawach społecznych, ale o związkach partnerskich  wyraził pan swoje zdanie.
Projekty ustaw o związkach partnerskich były niewątpliwie wadliwe. Nie znaczy to, że jestem  przeciw takim związkom.  Nie widzę jednak powodów, by dawać im przywileje, jakie mają związki małżeńskie. Przyszłość państwa uzależniona jest od związków małżeńskich. Nie ma natomiast dostatecznego uzasadnienia obdarzanie przywilejami finansowymi np. prawem wspólnego rozliczania się z podatków czy ulgami spadkowymi partnerów związków nieformalnych, w szczególności jednopłciowych. Przyznanie nieformalnym związkom takich uprawnień prowadziłoby do osłabienia instytucji małżeństwa.    Konstytucja mówi, że wszyscy są równi wobec prawa, ale małżonkowie pozostają pod szczególną ochroną i z tego względu mogą mieć pewne przywileje. Gdyby ode mnie zależało, jeszcze więcej przywilejów dałbym małżeństwom. Ulgi podatkowe na dzieci dla dużych rodzin, by wyrównać im poziom życia są niewystarczające. W związkach jednopłciowych, jeżeli jest potrzebne, by nosili to samo nazwisko, niech tak będzie. W szpitalach wystarczy oświadczenie pacjenta i można wskazać partnera, jako osobę, która należy informować. Ale już ulgi podatkowe, finansowe – nie. Związki jednopłciowe mogą istnieć, ale nie jako małżeństwo.
Ile w panu jest jeszcze polityka?  
- Jak każdy mam swoje sympatie i antypatie polityczne. Staram się jednak, jako sędzia i Pierwszy Prezes SN tych poglądów nie ujawniać. Polityk, by być skutecznym musi wkładać w to wiele sił, musi przypodobać się wyborcom, mówić to, w co słabo wierzy, ale elektorat tego oczekuje. Nie miałem predyspozycji polityka. W 1989 roku, kiedy zostałem posłem, była specyficzna sytuacja. To był mój bunt przeciw ówczesnemu systemowi, nie podobał mi się brak wolności, hegemonia jednej partii, upokarzanie mnie - Polaka, ubezwłasnowolnienie Kraju. Chciałem to, przeciwko czemu się buntowałem, zwalczać. Nie wiedziałem, że tak szybko nastąpią zmiany, że tak to pójdzie. Przez dwa lata byłem politykiem i źle się w polityce czułem. Uważałem, że dla sędziego to nie jest najlepsze miejsce. Dlatego sam się przyczyniłem do tego, by sędziom zakazać przynależności do partii politycznych i łączenia władzy wykonawczej z ustawodawczą. Jeżeli sędzia zechce być politykiem, musi złożyć urząd sędziowski. Obecnie staram się nie wchodzić w kompetencje, które do mnie nie należą. Nie włączać się w rozchwianą politykę. Nie krytykować posunięć polityków. Dążę do zachowania wstrzemięźliwości w tym zakresie.
Nie da się być z daleka od polityki. Pierwszy Prezes Sądy Najwyższego jest także Przewodniczącym Trybunału Stanu. Sejm ma w planach postawić przed Trybunałem byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.
- Mam wątpliwości jako Przewodniczący Trybunału Stanu. Od 2007 roku nie możemy nadać biegu jednej sprawie wniesionej przed Trybunał pod koniec rządów SLD Wówczas wpłynął akt oskarżenia przeciwko Ministrowi Skarbu Emilowi W. Potem Sejm się rozwiązał. Oskarżyciel wyznaczony do tej sprawy przez Sejm nie przeszedł w wyborach. A potem już żaden kolejny Sejm innego oskarżyciela nie wybrał. Świadomie nie chcą nadać sprawie biegu? Trybunał Stanu ma tu ograniczone możliwości. W 2015 ta sprawa się przedawni i TS ją zapewne umorzy. Uważam, że TS bez szkody można byłoby zlikwidować. Politycy ponoszą odpowiedzialność konstytucyjną i to wyborcy podczas wyborów orzekają, czy ta odpowiedzialność zostanie poniesiona. Po prostu polityka nie wybiorą. Natomiast do odpowiedzialności karnej wystarczą sądy. Co do Prezydenta to mógłby odpowiadać przed Zgromadzeniem Narodowym. Trudno byłoby osobę reprezentującą majestat Rzeczypospolitej ścigać przed sądami. W Polsce są duże tradycje związane z TS. Jednak przed wojną TS żadnego wyroku nie wydał. Po przywróceniu tej instytucji zapadły 2 wyroki skazujące w tzw. aferze alkoholowej. Jak na kilkadziesiąt lat funkcjonowania to niewiele. Co do stawiania przed TS byłego premiera i ministra nie chcę się wypowiadać, bo może będę przewodniczącym składu orzekającego.
Czy Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego robi jakieś plany?
- Nie mam planów. Pozostają mi 3 lata kadencji i chcę dotrwać do końca. Chyba nie zrezygnuję. Jestem 13 Prezesem Sądu Najwyższego i dotychczas żaden nie zrezygnował. Jestem też trochę młodszy od papieża emeryta. Skończyłem 66 lat. Mój duch jest dobry, tylko ciało mdłe.
Rozmawiała Bożena Nowotniak

Komentarze (6)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.