- Tłumaczę jej, że nikt nie jest idealny. Mama ma duży brzuch i jest wyjątkowa. Ty z takim okiem też jesteś wyjątkowa - wyjaśnia córce.
Amelka fot. BONO
- Tłumaczę jej, że nikt nie jest idealny. Mama ma duży brzuch i jest wyjątkowa. Ty z takim okiem też jesteś wyjątkowa - wyjaśnia córce.
Roześmiana Anielka zlizuje czekoladę z upieczonego przez mamę ciasta.
– Pycha! – oblizuje się i przynosi wymemłanego „Pana Owieczkę”, ulubioną zabawkę. „Pan Owieczka” właśnie zjadł śniadanie. – Co? – No, owsiankę – odpowiada rezolutna trzylatka. Kiedy się żegnamy, Anielką łapie się za głowę: – To guz… Boli – krzywi się z bólu. Mama dotyka jej głowy. Gorąca. Mierzy temperaturę - ponad 38 stopni. Dziewczynka ma omamy. Trzeba jechać do szpitala.
Decyzja lekarza w Mińsku Mazowieckim brzmi: trzeba zostać na obserwacji.
- Anielka miewa takie ataki gorączki. Pojawiają się nagle. Potem przez dwie godziny jest dobrze i znowu ma 40 stopni – wyjaśnia Wioleta Wieczorek-Płochocka, mama Anielki.
Razem z mężem postanawiają, że córki w szpitalu nie zostawią. Wolą raczej z Walercina (gm. Dębe Wielkie) codziennie przyjeżdżać z Anielką na badania. Martyna, ich druga pociecha (ma rok i osiem miesięcy), nie chce zostać w domu tylko z dziadkiem.
– Jest charakterna. Jak jej się coś nie spodoba, potrafi godzinami płakać. Umie postawić na swoim. Pod względem temperamentu jest przeciwieństwem starszej Anielki – opowiada mama.
ZDROWY NIE ZROZUMIE CHOREGO?
Kiedy Anielka jest wyspana i wypoczęta, widać tylko, że jedno jej oko jest nieco zapuchnięte, powieka z widocznym guzkiem zasłania część źrenicy. Świat ogląda drugim, zdrowym okiem. Kiedy jest zmęczona, ma gorszy dzień albo i bez powodu – guzek puchnie, staje się większy, wyraźniejszy i wypływa spod powieki. Wtedy to on jest najbardziej widoczny na drobnej twarzy dziewczynki. Dzieci w przedszkolu w Cygance już przyzwyczaiły się, że jedno oko Anielki jest trochę inne. Uczniowie (społeczne przedszkole mieści się w szkole), czasami ją wyśmiewają się, pokazują palcem jak dziwadło.
– Dlaczego masz zamknięte oko? – zapytał chłopiec. –Jest zaropiałe – odpowiedziała Anielka. I już o nic nie dopytywał.
Trudniej bywa z dorosłymi. Ci bez skrupułów głośno komentują „dziwne” oko trzylatki. Kto jej nie zna, zaczyna dopytywać, co jej jest. Są i tacy, co potrafią doradzić mamie, że jak się ma takie dziecko, to powinno ono siedzieć w domu i nie wychodzić.
– Na początku kłóciłam się, tłumaczyłam. Ale ile mogę wyjaśniać, że ona nikogo nie zaraża? – pyta mama Anielki.
– Najgorzej było chyba na mińskim basenie. Jeździmy tam, bo Anielka lubi pływać. W pewnym momencie jedna z mam podniosła krzyk, że to jest potworne, że mam natychmiast zabierać swoje dziecko, bo ono pozaraża innych – opowiada Wioleta Wieczorek- Płochocka.
Anielka czasami bierze powiekę swojego chorego oka, podnosi do góry i pyta z nadzieją w głosie: - Mamo, zobacz, dlaczego nie może już tak zostać? - Tłumaczę jej wtedy, że nikt nie jest idealny. Mama ma duży brzuch i jest wyjątkowa. Ty z takim okiem też jesteś wyjątkowa. Gdybym mogła, oddałabym jej swoje oko – mówi pani Wioleta.
POTWORNIAK TEŻ RAK
Mama Anielki ma 31 lat i doktorat z prawa pracy. Uwielbia książki. Anielka ma imię po bohaterce noweli Prusa. Kiedy Wioleta Płochocka była w ciąży z Anielką, wyniki wszystkich badań były dobre. Nikt nie mówił, że coś niedobrego dzieje się z dzieckiem. Doszukano się co prawda jakiegoś małego otworka w sercu, ale uspokajano, że nie jest to groźne i wiele dzieci takie ma. Kiedy Anielka się urodziła, na jej oku był bardzo duży guz. Lekarze nie bardzo wiedzieli, co to jest. Odesłali rodziców do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam nowe badania. Ale zamiast pomocy – tylko rady – że lepiej nic z tym guzem nie robić, nie ruszać. Ratunku szukali więc samodzielnie: godziny spędzone przy komputerze, poszukiwania podobnych przypadków, lekarzy, szpitali, w których podjęto by się usunięcia narośli. Najczęściej jednak słyszeli, że albo nie wiadomo, co to jest, albo, że nie ma sprzętu do operacji. Radzono też, by poczekać, aż Anielka skończy co najmniej 6 lat.
– W końcu kuzynka powiedziała, że zna lekarza w Sosnowcu, który może podjąłby się operacji. Wzięła dokumentację, by mu pokazać. Tak mi zależało, by choć spojrzał. To on dał nam nadzieję na zdiagnozowanie guza. On też odważył się tego guza operować: otworzył, część wyciął, resztę wepchnął pod powiekę. Powiedział nam, że to jest tak mocno ukrwione, że wygląda jak cykająca bomba. Poinformował też, że ten guz to potworniak: mieszanina tkanek włosów, paznokci, skóry, tłuszczu. Badanie histopatologiczne wykazało, że to nowotwór, na szczęście nie złośliwy. Anielka miała wtedy 7 miesięcy - bez emocji wyjaśnia pani Wioleta.
Była przekonana, że wycięcie takiego guza znad powieki to nic wielkiego. W końcu obcięte palce się doszywa, a tu tylko guz jest do wycięcia. Podczas jednej z ostatnich wizyt usłyszała od tego lekarza, że on nie będzie obiecywał ani czarował. Guza nie usunie, bo skutki mogą być tragiczne. Może kiedyś, kiedy Anielka będzie dorosła… Tymczasem w drodze na świat była już siostra Anielki. Tym razem wszystkie badania pani Wioleta wykonywała podwójnie, by niczego nie przeoczyć. Wyjątkowo dokładnie sprawdzano podczas USG oczy płodu. Martynka rosła zdrowo i taka też się urodziła. NADZIEJA
Może ktoś za granicą zdecyduje się na operację? Znowu długie godziny poszukiwań spędzone przed komputerem. Szukanie znajomych, którzy zechcieliby pokazać zagranicznym lekarzom dokumentację medyczną. Znany okulista w Szwecji obejrzał, powiedział, że dziecko jest dobrze prowadzone w kraju - i nic więcej. Młodej mamie trudno pogodzić się z myślą, że jej córce może być w życiu znacznie trudniej niż innym dzieciom. Nauczyła już Anielkę literek. Wozi ją na konie, na basen.
Nie chce izolować od innych dzieci. Dlatego zaczęła wozić ją do Nowego Zglechowa (gmina Siennica) do przedszkola dla dzieci niepełnosprawnych. Kiedy okazało się, że podobne społeczne przedszkole będzie w Cygance, wybrała tę placówkę. Zawozi tam dziewczynki, a sama jako wolontariuszka pomaga w sprzątaniu, pracach administracyjnych. Dzięki temu cały dzień jest z pociechami. Od spotkanej tam kobiety, która zainteresowała się schorzeniem Anielki, dowiedziała się, że w USA jest lekarz, który zajmuje się tylko takimi przypadkami. Napisała do lekarza maila. Przetłumaczyli dokumenty medyczne, wysłali i czekali. I pod koniec 2015 roku przyszła odpowiedź: Operacji nie będzie, guz jest nieoperacyjny.
– Siedziałam i ryczałam. To była moja nadzieja. Gdybym mogła coś zrobić… I niespodziewanie pod koniec stycznia z Nowego Jorku przychodzi kolejny mail, że operacji Anielki podejmie się inny lekarz, doktor Brandon. Musimy jednak na samą operację zebrać 81 tys. dolarów. Wydawało mi się, że przecież to jest możliwe.
GROSZ DO GROSZA
Tato Anielki pracuje na utrzymanie trzech swoich kobiet, a mama zajęła się szukaniem pieniędzy. Codziennie, jak mówi, wysyła po 700 maili, do znajomych i nieznajomych. Z nadzieją, że może ktoś właśnie jej maila otworzy, że może właśnie o Anielce pomyśli. Wie, że teraz tak wielu ludzi prosi o pieniądze na leczenie, i musi jakoś się wśród nich odnaleźć. Mieszkają w dwóch pokojach w domu teścia. Nawet gdyby sprzedali samochód, meble i telewizor, a sobie zostawili tylko łóżko i łóżeczka dziewczynek, to i tak – jak policzyli - jeszcze dużo brakowałoby do tych prawie 400 tys. zł. Wioleta Płochocka zgłosiła się do Fundacji Rycerze i Księżniczki, która pomaga w zbiórce pieniędzy dla chorych dzieci. Teraz pomagają w zebraniu 1,5 mln zł dla Piotrusia, któremu siatkówczaka ma operować ten sam lekarz, który zgodził się leczyć Anielkę. Jak będą dla niego pieniądze, to następna w kolejce jest trzylatka z Walercina. Mama założyła Anielce stronę na Facebooku „Anielka Płochocka - oko w oko z potworem”.
Fundacja Rycerze i Księżniczki uruchomiła, „bazarek”, na rzecz Anielki, gdzie sprzedaje się podarowane jej rzeczy. Ostatnio strażacy z OSP Górki przynieśli do sprzedania biżuterię, zegarek złoty, strażackie hełmy… Nieznajoma pani przesłała dwie duże robione ręcznie chusty. Sąsiedzi podrzucają różne cenne robiazgi.
- Wczoraj było na koncie 11 tys. zł. Dzisiaj jest 11 190 – pokazuje.
Na FB zapowiada też imprezy, na których będą zbierane pieniądze dla Anielki. Na targach ślubnych w Mińsku Maz. cała rodzina, Anielka z mamą, tatą i siostrą, chodziła z puszką. Zebrali 1,5 tys. zł. Anielka pokazuje mi zdjęcie z tej zbiórki.
- To na moje oczko – wyjaśnia.
W planach jest bal charytatywny i zbiórka do puszek pod kościołem. Nie ma rzeczy, której pani Wioleta nie zrobi. – Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że poradzimy sobie, że damy radę. Ale w nocy naszły mnie wątpliwości. Przecież to jest tak dużo pieniędzy, ale po operacji Anielka na to oko będzie widziała. Mówiłam pani, że ona będzie widziała …
„Darowizna Dla Anielki Płochockiej” Fundacja Rycerze I Księżniczki ul. Zagójska 2/4 /85 04-101 Warszawa PKO Bank Polski SA 90 1020 1042 0000 8902 0324 4142 Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” Bank BPH S.A. 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615 Tytułem: 29000 Płochocka Aniela darowizna na pomoc i ochronę zdrowia Przekaż 1% podatku W formularzu PIT wpisz numer: KRS 0000037904