Z Lidią Sadową, pochodzącą z Sokołowa Podlaskiego aktorką serialową, filmową i „głosem” Elsy z „Krainy Lodu”, rozmawia Bartosz Szumowski.
Lidia Sadowa na planie teledysku „Jutro spróbujemy jeszcze raz”. Zdjęcie: Archiwum prywatne
Z Lidią Sadową, pochodzącą z Sokołowa Podlaskiego aktorką serialową, filmową i „głosem” Elsy z „Krainy Lodu”, rozmawia Bartosz Szumowski.
Jak Pani zapamiętała Sokołów swojego dzieciństwa, czyli lat dziewięćdziesiątych?
- Wiem, że powinnam powiedzieć coś górnolotnego, ale pamiętam głównie boisko naprzeciwko mojego domu. Przeskakiwałam przez ogrodzenie, a potem starsi koledzy uczyli mnie grać w piłkę i w kosza. To dlatego, że byłam bardzo ruchliwym dzieckiem. Wiecznie rozbijałam głowę albo łamałam nogę. Jak wspomina moja mama, nie kładłam się spać, dopóki nie nabiłam sobie guza. Potrafiłam przyprawić rodziców o stan przedzawałowy, na przykład przewracając na siebie wielki PRL-owski regał. Fakt, że po takim dzieciństwie wciąż żyję, to dowód na istnienie siły wyższej (śmiech).
Od dzieciństwa marzyła Pani o aktorstwie?
- Chyba bardziej o scenie. Z zachwytem oglądałam „Od przedszkola do Opola”, bo podobało mi się, że dzieci występują z mikrofonem. Ale nie miałam i nie mam ciągot, by zostać piosenkarką. W podstawówce recytowałam wiersze na konkursach. A w liceum, nomen omen na Sadowej (śmiech), zapisałam się do grupy „Preteksty”, którą do dziś prowadzi Urszula Kosieradzka. Tam spotkałam ludzi w moim wieku, którzy też chcieli robić teatr, jak: Karol Kożuchowski, Adam Janista, Dawid Siwa, Karol Bielawski, Klaudia Kokocińska czy Maria Krycka. Robiliśmy dużo scenek i form kabaretowych. Jeździłam też dalej na konkursy recytatorskie czy festiwale teatralne i co jakiś czas zdarzało mi się wygrać.
Wtedy pojawił się pomysł studiowania aktorstwa?