Ani tryumf, ani zgon

Artykuł drugiej potrzeby

Dariusz Kuziak 2012-06-22 12:03:26 liczba odsłon: 3086

Kibic w euforii, kibic zadowolony, kibic spełniony – owszem, czasami występuje w przyrodzie, ale nie za często. Błogostan i szczęście to nie są zasadniczo kibicowskie żywioły. W życiu kibica są to raczej stany efemeryczne i przejściowe. Naturalny stan kibica to żal i frustracja, płacz i zgrzytanie zębów.
Spieszmy się kochać nasze drużyny, tak szybko przegrywają – można powiedzieć. Nie ma co liczyć na kompletne i trwałe zwycięstwa. Trzeba w lot chwytać ulotne euforie – szczęśliwe bramki, udane interwencje, chwilowe przewagi. Bo szybko nie powrócą. Pod tym względem – witaj czasie przeszły – piękne były to dla nas mistrzostwa.  

Czy jest na świecie drużyna, która nigdy nie przegrała? Nie ma. Wcześniej czy później, przegrywają wszystkie. Kibice ilu reprezentacji poczują się spełnieni i szczęśliwi po finałowym meczu Euro 2012? Słownie: jednej. Tylko jednej. Kibice pozostałych 15 drużyn, wcześniej czy później, poczują - że powiem górnolotnie - jak smakuje gorycz porażki. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi - cieszmy się, że mamy to już za sobą.  
Jeśli w wyniku naszej reprezentacji jest coś niepokojącego, to raczej to, że choć  przegraliśmy, to przegraliśmy nieznacznie. Mówiąc językiem bokserskim, przegraliśmy nie przez nokaut, a na punkty. Nie mówię o wyniku w tabeli, lecz o tym, co działo się na boisku. Szczerze mówiąc, obawiałem się, że to się tak skończy. Nie martwiłem się, że nam skórę złoją, ograją do zera i ośmieszą. Nie trapiłem się ewentualnym wielkim mantem na murawie zielonej. Nie martwiłem się, bo z wielkich klęsk mogą w przyszłości – niezliczone są na to przykłady – wielkie zwycięstwa wyniknąć.
Ewentualnymi tryumfami, co oczywiste, także się nie zamartwiałem. Miło i przyjemnie jest bowiem zwycięstwa odnosić. Nie martwiłem się, że chwałą zwycięzców opromienieni jeszcze wyżej wzlecimy w słońce patriotycznej euforii. Wszelkie skrajności - tryumf albo zgon – brałem pod uwagę i na wszystkie z góry się cieszyłem.

Przyjechali do nas sami najlepsi, zwycięzcy, którzy w eliminacjach pozostawili za sobą tabuny przegranych. I graliśmy z tymi zwycięzcami jak równy z równym. W rywalizacji wychodziliśmy (przeważnie) na remis. Nawet z tymi, którzy głośno zapewniali, że mierzą w mistrzostwo. Mieliśmy swoje przewagi, oni mieli swoje. Strzelaliśmy gole i nam gole strzelali. 
Jeśli się czegoś obawiałem, to tego – powtarzam - że skończy się to tak, jak się skończyło – że skończy się nie wiadomo jak i niewiadomo czym; że skończy się przeciętnie i średnio. Ze średniactwa i przeciętności nic, ani dobrego ani złego, nie wynika. Jak jest średnio, to znaczy, że dalej tylko średnio będzie. A średnio to nie znaczy dobrze. Średnio to średnio.  
Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.