A

Artykuł drugiej potrzeby

Dariusz Kuziak 2012-07-27 10:41:30 liczba odsłon: 1997

Kto czytał „Chatkę Puchatka”, ten wie, co oznacza litera „A”. Oznacza Naukę, oznacza Wykształcenie i w ogóle wszystkie te rzeczy, o których ani Prosiaczek, ani Puchatek nie mają pojęcia. (A o których co nieco wie Kłapouchy). Ci, którzy nie są wykształceni, zamiast „A” widzą tylko trzy patyki, leżące na leśnej dróżce. (Dwa z tych patyków stykają się ze sobą w jednym końcu, a rozchodzą w drugim. Patyk trzeci leży w poprzek na tamtych.) Dla Wykształconych jest to wielkie i wspaniałe „A”. Właśnie po takie „A” chodzi się do szkoły.
Choć „A” ze Stumilowego Lasu jest odkrywcze i ważne, nie jest już  najważniejsze. Nie o tym, inaugurującym alfabet, „A” szeleszczą słowniki. Nie ono wychodzi naprzeciw palącym potrzebom współczesności. Nie ono walczy o równouprawnienie i wykuwa nowe oblicze świata. Znaczenie „A”, czy też raczej: „a”, zmieniło się tego dnia, kiedy minister Anna Mucha uznała, że nie ministrem jest, lecz ministrą.

Było to jedno małe „a” dla wyrazu, lecz wielki krok dla ludzkości. Żeńska końcówka, żeńskość ubezpieczająca. Komputerowy edytor buntuje się i podkreśla „ministrę”, ale jest on jeszcze niezapdejtowany, nie pojmuje więc nowej mowy naszej władzy. Skoro ministerialnym kaprysem  uznajemy, że „a” na końcu rzeczownika rodzaju męskiego zmienia go w rzeczownik żeński, należy zrewidować dotychczasowe poglądy na polszczyznę.
Przyjrzyjmy się, przykładowo, rzeczownikowi „poeta”. Niby męski koleś, a z „a” na końcu. Trudno się dziwić. Składanie wierszy to nie jest zasadniczo nadmiernia męska profesja. Nie to, co hydraulik czy stolarz. Anglicy znakomicie wyczuli sprawę i piszą „poet”. Inna sprawa, że dla nich nawet Emily Dickinson była „poet”.
Tak samo jest z „artystą”. Żadne to zajęcie dla  faceta. Sprytni Anglicy piszą „artist” i mają z głowy. Do zniewieściałego grona panów z „a” na końcu można  śmiało zapisać dumne rzemiosło o nazwie „dyplomata”. Bo co to jest dyplomacja? Zwykłe babskie plotki na rautach. „A” na końcu demaskuje niezaprzeczalną marność tego fachu. A „sędzia”? To samo! Sędziowski zawód został tak sfeminizowany, że kończące „a” jest więc także w tym przypadku jak najbardziej na miejscu.

Pewne interpretacyjne wątpliwości nastręcza rzeczownik „wojewoda”. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę jego etymologię: „wojewoda”, to ten, który „wodzi wojów”, czyli „wojom przewodzi”. Więc co? Wojewoda też kobietą podszyty? Jedna Emilia Plater, mogła się, owszem trafić w historii, ale żeby coś więcej? A przecież wojewoda „a” ma na końcu! „A” jak w mordę strzelił…! Czy w tej sytuacji nie byłoby stosowniej, gdyby mężczyzna, piastujący funkcję wojewody, nazywał się „wojewód”? Że brzmi jak jajowód? Nie szkodzi. Jajowód to męska rzecz.
W tej sytuacji żenująco zakończony rzeczownik „mężczyzna” wypada zostawić bez komentarza.
Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.