W dzień zwycięstwa kibice mają prawo do radości. Jeśli zagorzali fani (pomieszani z umiarkowanymi entuzjastami) wyjdą na ulice, by potrząsać szalikami, wznosić okrzyki i pić piwo – nikt im złego słowa nie powie. Trzeba się cieszyć, póki czas. Bezapelacyjne zwycięstwa są rzadkie, mistrzostwo piechotą nie chodzi. Nie co dzień w pył roznosi się rywali. Dwadzieścia cztery lata temu nic takiego się nie zdarzyło. Jeśli dzisiaj zachęca się mnie, bym obchodził 4 czerwca 1989 r. jako nowe święto polskiej wolności i demokracji, to jestem, mówiąc szczerze, nieco skonfundowany. Nie żebym był przeciw. Ale – jak to w Polsce – mam wątpliwości.
najstarsze
najnowsze
popularne