Dla starych łukowian
Artykuł drugiej potrzeby
Ilekroć w sennych marzeniach wraca do mnie miasto, z którym byłem związany ponad 30 lat, ilekroć we śnie błądzę jego ulicami, zawsze w końcu trafiam w to samo miejsce. Staję przed domem znajdującym się u zbiegu ulic Dmocha i dzisiejszej Piłsudskiego (w czasach PRL-u – Świerczewskiego). To dom doktorostwa Kiernickich. Mój symbol Łukowa, którego już nie ma.
Wczesne lata siedemdziesiąte. Niewielką willę otacza ogród. Jaśmin, róże, okazały orzech włoski. Każdej jesieni pani Maria Kiernicka, emerytowana już kierowniczka Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, rozdaje znajomym torby orzechów.
Frontowe drzwi do budynku znajdują się od strony ul. Świerczewskiego. Korzystają z nich przede wszystkim pacjenci Leona Kiernickiego, przez wiele lat będącego łukowskim lekarzem powiatowym. (Pan Kiernicki już dawno przekroczył osiemdziesiatkę, ale ciągle jest aktywny zawodowo). Prywatni goście doktorostwa przeważnie kierują się ku drzwiom kuchennym.
Zostało Ci do przeczytania 76% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 40/2014: