Tego się nigdy nie wie
Artykuł drugiej potrzeby
W czasie bombardowania najbezpieczniej jest położyć się w leju po wybuchu. Bomba nie trafia nigdy w to samo miejsce. A piorun nie uderza dwa razy w to samo drzewo; przynajmniej w czasie jednej burzy. Gdyby wierzyć w takie, pozornie racjonalne, zabobony, najbardziej bezpiecznym miejscem wypoczynku stała się właśnie Tunezja. Skoro zamach był pod muzeum w Tunisie, terroryści strzelać już tam nie będą. Nasze MSZ odradza jednak wyjazdy do Tunezji. Co ciekawe, bo po zamachu na „Charlie Hebdo” nie słyszałem ostrzeżeń przed wypadami do Paryża.
Jechać? Nie jechać? Tego się nigdy nie wie. Zresztą, posłuchajcie…
Byliśmy w Vang Vieng, uroczej dziurze w połowie drogi między Vientiane a Luang Prabang, największymi miastami Laosu. Na drzwiach restauracji Aki zobaczyła obwieszczenie. Dla innych bez znaczenia, bo po japońsku; dla niej jako obywatelki Kraju Kwitnącej Wiśni - zrozumiałe i złowieszcze. W związku z napadem, w którym zginęli zagraniczni turyści, ambasada Japonii doradzała jak najszybsze opuszczenia Laosu.
W internetowej kafejce przejrzałem anglojęzyczne azjatyckie gazety.
O zamachu w Laosie - ani słowa. Pomyślałem, że to jakaś japońska psychoza. Gdyby było niebezpiecznie, przecież poinformowałyby o tym także ambasady innych krajów. Pytaliśmy innych backpackerów. O ataku na turystów nikt nie słyszał.
Zostało Ci do przeczytania 68% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 12/2015: