I znowu jest zima, a ja błądzę wśród wierszy Josifa Brodskiego. Wyciągnąłem z półki stare tomiki. Za oknem leniwie sypie śnieg. Słucham płyt „Ave” i „Superata” i wertuję strofę za strofą… Gdzie się tej przypadłości nabawiłem? Nie myślę o nałogu czytania (to jest niewytłumaczalne), ale o nagłym apetycie na twórczość Brodskiego… Już wyjaśniam: dopadło mnie całkiem niedaleko, we wsi Jagodne.