Strata nerwów, ziemi i pieniędzy

Łuków

Piotr Giczela 2011-01-08 23:37:22 liczba odsłon: 9046
Sporne pole. Na gruncie kupionym przez Zbigniewa Kazanę do tego lata były prowadzone uprawy rolne. Na części Bogumiły Walo rośnie las. Fot. PGL

Sporne pole. Na gruncie kupionym przez Zbigniewa Kazanę do tego lata były prowadzone uprawy rolne. Na części Bogumiły Walo rośnie las. Fot. PGL

Zbigniew Kazana ze wsi Kosuty w gm. Stanin to gospodarny rolnik. Chciał zwiększyć areał uprawianej ziemi, by podnieść dochody gospodarstwa, lecz zamiast zyskać - stracił kilkadziesiąt tys. zł. Los wciąż doświadcza jego i jego rodzinę.

Rolnik z Kosut nie przepił i nie przegrał pieniędzy. Nie stracił ich w nietrafionych inwestycjach i nie zbankrutował. Został nabrany i wykorzystany. W dodatku przez kobietę, Bogumiłę Walo z sąsiedniej Kopiny.

– Od pokoleń powtarza się, że jak dla innych będziesz dobry, to ta dobroć do ciebie wróci. Od pięciu lat wraca do mnie zło. Żeby dzieci miały za co żyć i za co ubrać się do szkoły, podjąłem pracę w Warszawie. A ta kobieta nic nie robi i śmieje się, że jeszcze ją i jej rodzinę będę utrzymywał – mówi rozgoryczony i zniechęcony pan Zbigniew.

KŁOPOTY PO AKCIE

Zbigniew Kazana w 2005 roku postanowił dokupić kawałek pola. Okazja nadarzyła się jak na zamówienie. Edmund Walo z sąsiedniej wsi zamierzał właśnie sprzedać prawie 2,5 ha ziemi blisko jego gospodarstwa. Mężczyźni szybko umówili się co do ceny. Z. Kazana zgodził się zapłacić E. Walo ustaloną kwotę pod warunkiem, że pole nie jest obciążone długami. Zgłosili się do notariusza i spisali umowę kupna-sprzedaży. Przedtem jednak E. Walo przyjął od kontrahenta połowę kwoty, co do której umówiono się, że nie będzie ona podawana do aktu notarialnego. W spisanym przed notariuszem dokumencie figuruje 6.100 zł, chociaż oprócz tego za pole Z. Kazana zapłacił jeszcze w ratach tyle, by w sumie nabywca otrzymał umówioną kwotę.

To był, jak się okazało, poważny błąd pana Zbigniewa, który poszedł na rękę sprzedającemu tak, by ten zapłacił mniejszy podatek od transakcji.

Podczas spisywania aktu notarialnego była obecna żona pana Zbigniewa, Anna, natomiast sprzedający Edmund Walo stawił się do notariusza sam.
Przedłożone przez niego dokumenty, potwierdzające jego prawo do rozporządzania posiadanym polem, nie wzbudziły wątpliwości urzędnika państwowego. Transakcja doszła do skutku, a na podstawie prawomocnego aktu notarialnego łukowski Sąd Rejonowy dokonał na rzecz państwa Kazanów, odpowiedniego wpisu w księdze wieczystej nabytej przez nich nieruchomości.

Gdy pan Zbigniew kupione pole zaczął uprawiać, pojawiły się kłopoty. Zaczęło się od wezwania do sądu na rozprawę w związku z żądaniem skierowanym przez Bogumiłę Walo. Żona sprzedawcy pola domagała się uznania aktu notarialnego za bezskuteczny.

POLE ODDALI, PIENIĘDZY NIE MAJĄ

Argumentowała, że, co prawda, żyje z mężem w separacji, lecz przysługuje jej prawo pierwokupu. Sąd na rozprawie w maju 2006 r. stwierdził bezskuteczność transakcji z powodu przysługującego powódce prawa pierwokupu. Zamiast jednak jasno sformułować wyrok, prowadzący sprawę sędzia napisał tak: Sąd (...) po rozpoznaniu sprawy (...) o uznanie za bezskuteczną umowy sprzedaży (...) uznaje za bezskuteczną, w odniesieniu do roszczeń powódki (...) z tytułu prawa pierwokupu udziału w ˝ części współwłasności nieruchomości położonej w obrębie miejscowości Kopina...

Po przeczytaniu tego bełkotu przypomina się dowcip o podsądnym i adwokacie, który po ogłoszeniu równie zagmatwanego wyroku musi odpowiedzieć na pytanie: „No to panie mecenasie, wygraliśmy czy przegraliśmy w końcu?”.

Z. Kazana uznał, że sprawę wygrał i od wyroku w ustawowym czasie nie odwoływał się. O jego wygranej było przekonanych kilku prawników, w tym sędzia z Wydziału Ksiąg Wieczystych. Wiele wskazuje, że powódka uznała natomiast, że przed sądem rozprawę przegrała, ponieważ po korzystnym w rzeczywistości dla siebie wyroku, przez 2 lata nie podejmowała żadnych działań prawnych.

W czasie procesu małżonkowie Anna i Zbigniew Kazanowie przekonali się, że kontrahent, od którego nabyli pole, wojuje z żoną. – Nie chcieliśmy w tym uczestniczyć. Raz, jak z Bogumiłą Walo spotkaliśmy się w sądzie, powiedziałem, żeby oddali nam wpłacone pieniądze, my zwrócimy im pole i rozejdziemy się bez pretensji. „Nic nie będę płacić. Przejmę całą ziemię. To wy będziecie mi płacili” - powiedziała pani Walo. Odgrażała się, że ma znajomości w sądach i wie, jak załatwić tę sprawę – informuje pan Zbigniew. Okazało się, że wypowiedzi te nie były jedynie przechwałkami.

Pole kupione przez państwa Kazanów stanowiło małżeńską współwłasność państwa Walów. Po dokonanej transakcji współwłasność z E. Walo przeszła na nowych nabywców gruntów. Od prawników Kazanowie dowiedzieli się, że należy geodezyjnie grunt podzielić i, w odniesieniu do pola już użytkowanego przez nowych właścicieli, przeprowadzić sądowe postępowanie o zniesienie współwłasności. W styczniu 2008 r. Sąd Rejonowy w Łukowie wydał takie postanowienie na wniosek E. Kazany (który de facto, jak to stwierdził 2 lata wcześniej sędzia łukowskiego sądu, nigdy własności gruntów nie posiadł). Na zniesienie współwłasności nie zgodziła się Bogumiła Walo i złożyła apelację w Sądzie Okręgowym w Lublinie. W lipcu 2008 r. zapadł tam wyrok, unieważniający decyzję sądu łukowskiego. W tej sprawie był to wyrok ostateczny. Współwłaścicielką pola Kazanów znowu była pani Walo. Rozpoczęły się wielowątkowe sądowe batalie, które ostatecznie doprowadziły do tego, że państwo Anna i Zbigniew Kazanowie stracili kupione pole. Nie odzyskali ani złotówki z kwot, przekazanych Edmundowi Walo. Wydatki na: geodetów, prawników i opłaty sądowe to kolejne 10 tys. zł, które ponieśli zupełnie na darmo.

DAJ KURZE GRZĘDĘ...

– Pole uprawiałem do tego roku. Od żniw, po tym, jak zostaliśmy wykreśleni z księgi wieczystej, już tam nawet nie chodzę – twierdzi Z. Kazana. – Ale tej kobiecie mało jeszcze, że zabrała nam uczciwie kupioną ziemię. Pozwała nas do sądu o 8 tys. zł, naliczonych nam za okres bezumownego korzystania z gruntu i uzyskanych z niego korzyści. Podkreślenia warte jest to, że żądania dotyczą działki o areale 4,99 ha, gdy tymczasem kupiliśmy i użytkowaliśmy tylko jej połowę. W powództwie żąda się też zwrotu rzekomo bezprawnie pobranych przeze mnie unijnych dopłat. Byłem u różnych prawników, każdy mówi, że jesteśmy stroną pokrzywdzoną w tej sprawie. Nikt jednak w obecnej sytuacji nie umie nam skutecznie pomóc.

– Sprawa z powództwa Bogumiły Walo o zwrot należności pana Kazany wciąż jest nierozstrzygnięta w sądzie – stwierdza jeden z łukowskich radców prawnych. – Widzę duże szanse, by wybronić się od zapłaty za „bezumowne korzystanie z pola”, jak to określiła powódka, tym bardziej, że kobieta sama nie wie, czego dokładnie chce i próbuje wprowadzić w błąd sąd, twierdząc, że pozwany użytkował nie 2,5, a 5 ha. Pan Kazana miał prawo korzystać z pola do chwili wykreślenia go, jako współwłaściciela, z księgi wieczystej, a dopłaty unijne przysługują temu, kto utrzymuje ziemię w kulturze rolnej.

Sprawą państwa Kazanów z Kosut zajął się eurodeputowany Janusz Wojciechowski.
Piotr Giczela
Komentarze (14)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.