Proboszcz, krew i ludzkie języki…
Siedlce
2011-01-13 09:56:05
liczba odsłon: 11249
Plebania w Łysowie. Tu znaleziono rannego księdza.
Gdy ludzie dostali się na plebanię, zobaczyli księdza na podłodze w kuchni. Był zgięty w pół. Czoło miał oparte o szafkę kuchenną, oczy otwarte, tępo patrzył przed siebie. Milczał. Tuż obok leżał zakrwawiony nóż.
Kapłana z raną ciętą brzucha karetka zabrała do szpitala. Policja, która przybyła na miejsce, nie stwierdziła udziału osób trzecich. Parafianie zachodzą w głowę, czy to był nieszczęśliwy wypadek, czy też nieudana próba samobójcza?
56-letni ksiądz Andrzej od ponad 7 lat prowadził sam niedużą parafię. Samotnie też mieszkał w plebanii otoczonej ogrodem. Nie jest też z natury towarzyski, wchodzący z łatwością w bliskie relacje, mający wielu przyjaciół. – To skromny, pracowity, sumienny człowiek. Mały wzrostem, ale wielki sercem. Lubiący być na uboczu. Nienarzucający się nikomu, honorowy. Żeby tylko wrócił do nas, bo tak dobrego proboszcza, o tak wielkim sercu już nam Bóg nie da! – mówią łysowianie z przekonaniem!
Tragiczny roku początek
Pierwszy dzień 2011 roku. Łysów – wieś zagubiona wśród pól, daleko od krajowej szosy, leżąca w połowie drogi z Korczewa do Łosic. Murowany, stary kościółek skupił w Nowy Rok gromadkę wiernych. Trochę zniecierpliwieni czekali na proboszcza. Minęła dziewiąta, a księdza ani widu… Zdziwienie mieszało się z niepokojem. Coś musiało się stać! Ksiądz Andrzej nigdy się nie spóźniał. Zwykle był w kościele wcześniej, aby ludzi spowiadać.
Dwadzieścia po dziewiątej parafianie ruszyli w stronę plebani, stojącej po drugiej stronie drogi. Poszli wszyscy, kierowani ciekawością i troską.
- Główne drzwi wejściowe były zamknięte na amen! Stukaliśmy, ale ksiądz nie otwierał. Ludzie spróbowali dostać się do środka przez drzwi garażowe. Wystarczyło mocniejsze pchniecie i ustąpiła zasuwka, która trzymała je od środka. Księdza nie było przy piecu c.o. Mocne pchnięcie i ustąpiły drzwi między podpiwniczeniem a mieszkaniem – opowiada młoda kobieta.
Księdza znaleziono w kuchni. Dopiero po chwili zorientowano się, że proboszcz jest ranny. Krew nie sączyła się spod kilku warstw odzienia.
- Na szczęście wśród wiernych były dwie pielęgniarki. Fachowo udzieliły proboszczowi pierwszej pomocy. Kazały natychmiast wezwać pogotowie! – opowiada mężczyzna w sile wieku.
- Może ksiądz, po odprawieniu porannej mszy o godz. 7.30, wrócił na plebanię i przygotowywał sobie coś do jedzenia? Może pech chciał, że zaciął się kuchennym nożem w brzuch? Na złe czasem dużo nie trzeba… - snuje przypuszczenia parafianka, około sześćdziesiątki.
Zostało Ci do przeczytania 41% artykułu
Aby przeczytać całość kup e-wydanie nr 3/2011:
najstarsze
najnowsze
popularne