Bez pomocy kiboli

Artykuł drugiej potrzeby

Dariusz Kuziak 0000-00-00 00:00:00 liczba odsłon: 4007

Straty, spowodowane przez kibiców (kiboli? chuliganów? bandytów?) na stadionie w Bydgoszczy, oszacowano na 40 tysięcy złotych. Wynik poszedł w Polskę, stając się pretekstem do policyjno-rządowego wzmożenia. Wzmożenie, jak to wzmożenie, niedługo się skończy. A jak się skończy? Wiadomo jak. Skończy się tak, że wszystkie ważniejsze stadiony będą zamknięte. W przyszłym tygodniu, coś mi się zdaje, będzie ostatnia kolejka ekstraklasy. I na tym koniec.

Ale ja nie o tym chciałem. Chodzi mi o to, że nie ma sprawiedliwości w kwestii stadionów. W Bydgoszczy straty na 40 tysięcy, a halo na cały kraj. W Siedlcach kamień na kamieniu z miejskiego stadionu przy ul. Wojskowej nie został i o tym cisza. Najpierw zniknęła trybuna, a na przełomie kwietnia i maja (akurat w te burdy bydgoskie) w zgrabną piramidę gruzów rozsypał się stadionowy hotel. Teraz już nawet gruzy, zdaje się, wywieźli. To już nie stadion, a plac budowy: spłachetek trawy i klepiska.
Sprawność, z jaką (bez pomocy kiboli) poradzono sobie z hotelem, muszę przyznać, zrobiła na mnie wrażenie. Zwłaszcza że pamiętam, z jakim mozołem ten pensjonat budowano. Przez cztery lata biegałem tamtędy do podstawówki. Ulicą Katedralną (w bok od Wojskowej) wzdłuż płotu stadionu prowadziła pedagogicznie zalecana, oficjalna droga dojścia do naszej drogiej budy. Dróg nieoficjalnych, poufnych, dyskretnych i konfidencjonalnych było mnóstwo: przez sady i sadki, przez zdziczałe ogrody, przez tajemne dziury w niezliczonych siatkach i płotach, przez cmentarz, przez ogródki, przez pola, a nawet przez inną szkołę. Czasami jednak, choćby dla odmiany, chodziliśmy też Katedralną.
Za płotem stadionu trwała wieczna budowa. Coś się turlało z taczkami, skrzypiała linka na bloczku, unosząc do góry wiadro. Ktoś pokrzykiwał, chwiał się na rusztowaniu, jadł kanapkę lub zapalał papierosa. Coś się działo, konstruowało i wznosiło, ale w sumie nic się nie działo, bo budowa wciąż była w budowie. Główną zasadą budowy była przerwa w budowie. Kiedy się zaczęła? Kiedy skończyła? Zabijcie – nie wiem. Nawet nie wiem, czy przydał się ten hotel. W czasach, kiedy ludy Europy Wschodniej odkryły indywidualne korzyści z międzynarodowego handlu, zdarzyło się raz czy dwa, że pytała o nocleg kolorowa barysznia, zagubiona na siedleckich ulicach między dworcem a rynkiem. Ciągnęły w stronę hotelu cudzoziemskie postaci, objuczone wielkimi jak wagon plastikowymi siatami w kolorową kratę. Ale poza tym? Opłaciła się inwestycja?
W hotelu byłem raz, w trakcie objazdowego wieczoru panieńskiego, który pod względem monopolowym okazał się wieczorem nieco za skromnie obrachowanym. Szukaliśmy tam wspomożenia, ale okazało się, że źle trafiliśmy. Właściwy był inny adres. Dlatego hotelu mi nie żal. Jeśli można rozwalić taki budynek – wcale nie taki straszny, choć i nie piękny, i wcale nie taki stary (trzydziestoletni mniej więcej) – tylko po to, by postawić na jego miejscu coś nowego, to taki fakt, sądzę, dobrze świadczy o inwestorskim rozmachu. I dobrze świadczy o mieście, w którym takie rzeczy z rozmachem się zdarzają.
Komentarze (2)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.