Pierdut

Artykuł drugiej potrzeby

Dariusz Kuziak 0000-00-00 00:00:00 liczba odsłon: 2623

Byliśmy na samym szczycie europejskiej wieży Babel, w samym środku wielkiego pomieszania języków (z tłumaczami opłacanymi jak bonzowie mafii), byliśmy w luksusowym wnętrzu wypasionej jak piłkarski stadion babilońskiej wszetecznicy. Cały dzień jechaliśmy przez połacie kontynentalnych nizin, by dotrzeć, prowincjonalni dziennikarze z dalekiego Mazowsza, do miejsca, gdzie rozstrzygają się losy świata; gdzie przesądza się o dopuszczalnej krzywiźnie bananów, reguluje rozmiar ogórków i decyduje, czy ślimak może być rybą.

Kto nie zgasł po drodze, znudzony na śmierć bezdrożami niemieckich autostrad, ten dojechał do bram niebieskich. Byliśmy w Brukseli, w Parlamencie Europejskim. Obrady prowadził Jerzy Buzek. Jego biała głowa wydawała się z daleka, w świetle lamp, jeszcze jaśniejsza niż w telewizji. Czekaliśmy na ważne słowa o solidarności, subsydiarności, kompatybilności oraz strukturach agrarnych. Czekaliśmy, aż rozedrze się zasłona i wyświetlą się przyszłe losy Europejczyków. Aż tu nagle… pierdut.
Wydawało mi się, że mi się wydawało. Że się przesłyszałem. Ale kolegom radiowcom i koleżankom z radia, co słuch mają absolutny, już trzęsły się ramiona. To było, jak mówi poeta, zaiste ponad miarę wytrzymałości. Spoglądali na siebie i pokładali się ze śmiechu. Myślałem, że nie zdzierżą, że uduszą się tłumionym rechotem, co dławił im gardła. Chcieli wstać i wyjść, ale nie mogli wyjść, bo nie była jeszcze nasza pora, żeby opuścić obrady. (W Parlamencie Europejskim wszystko odbywa się według planu.) Krztusiła się więc śmiechem dziennikarska brać. Wzięta z zaskoczenia rumuńskim pierdutem, nie dawała sobie rady. Cóż robić, głupawka. Totalna głupawka w samym sercu wielokulturowej Europy.
Trzęsły się nam na uszach słuchawki z tłumaczeniami we wszystkich dialektach. Trzęsły się w rękach  aparaty fotograficzne (których na galerii dla publiczności nie można używać). Trzęsły się nam od skrytego chichotu unijne gadżety, co mieliśmy w torbach. Cały europejski entuzjazm rechotał się nam z niedorzecznego szczęścia. Posłanka z Rumunii, sprawa poważna: wstąpienie Bułgarii i Rumunii do strefy Schengen. Tłumaczenie ze wszystkimi szykanami na dwadzieścia trzy języki. I w tym wszystkim dobitne „pierdut”, do bólu swojskie, bez odrobiny obcego akcentu.  
Podróże do Brukseli kształcą. Następnym razem, gdy spotkam Rumuna, będę gotów, niezależnie od sytuacji, należy zachować należytą powagę. Jeśli ktoś mnie spyta, jak jest z Europą, będę musiał wyznać szczerze: nie jest dobrze. Grecja już splajtowała, Italia się chwieje, Hiszpanie i Niemcy protestują. Na dodatek Holendrzy blokują przejazd Bułgarów i Rumunów. „Iar situaţia României şi Bulgariei poate fi comparată cu un meci de fotbal PIERDUT…” Co w symultanicznym tłumaczeniu znaczy mniej więcej: „Sytuację Rumunii i Bułgarii można porównać do meczu przegranego…”
Komentarze (0)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.