Szukaj wiatru w polu
Siedlce
rys. Mirosław Andrzejewski
– To były miesiące potwornego stresu i rozpaczy. Szukałyśmy pomocy wszędzie: w prokuraturze, w inspekcji pracy, w każdym możliwym urzędzie… bez skutku. Najczęściej reakcja była podobna. Padało pytanie: to po co panie tam pracowały? Jak to, po co? Bo była tam praca! A że u Chińczyka…
Kilka siedlczanek przeszło w ciągu ostatnich miesięcy prawdziwą gehennę. Były na skraju rozpaczy i już nie wierzyły, że cokolwiek w ich życiu się zmieni. Straciły pracę, ale nie to było najgorsze. Właściciel firmy… nie wydał im świadectw pracy i nie wyrejestrował ich z ZUS. Bez tych formalności sytuacja kobiet stała się tragiczna.
– Urząd pracy odmówił nam rejestracji w bazie bezrobotnych. Zostałyśmy bez pieniędzy i bez ubezpieczenia. Dwie z nas samotnie wychowują dzieci. Nie da opisać się tego, co przeżyłyśmy.
CHIŃCZYK NIE BYŁ ZŁY…
To były trzy lata całkiem spokojnej pracy. Firma SHI MAO miała sklep z konfekcją przy ul. Pułaskiego. – Nie było kokosów, ale była to normalna praca – wspominają siedlczanki. – Pensje wypłacane na czas, żadnych problemów. My pracowałyśmy solidnie, pracodawca wywiązywał się ze swoich obowiązków.
Pracę zaczęły w marcu 2008 roku. W marcu 2011 dowiedziały się, że sielanka się skończyła.
– Podszedł do nas syn pracodawcy, który trochę mówił po polsku. Powiedział, że dziś sklep będzie czynny do godziny 16. Po tej godzinie mamy zabrać swoje rzeczy i od jutra już nie przychodzić.
– Dlaczego?! – zapytały, bo było to dla nich wielkim zaskoczeniem.
– Tata sprzedał sklep – odpowiedział syn właściciela. Po sklepie już chodzili inni Chińczycy, zmieniali alarm, zamki w drzwiach. – Nie wiedziałyśmy, co się dzieje. Z minuty na minutę straciłyśmy pracę. Bez żadnego wypowiedzenia.
Dokończenie w papierowym wydaniu "TS".
najstarsze
najnowsze
popularne