Kiedy pada pytanie o polskość, trzeba wrócić… Nie, nie! Nie do Mickiewicza. Nie do Słowackiego. Nie do Norwida nawet („Gorzki to chleb jest Polskość…”) Trzeba wrócić do Gombrowicza, do fundamentalnej kwestii z „Trans-Atlantyku”. Do sceny, w której zauroczony Ignasiem Gonzalo kusi Witolda: „A po co tobie Polakiem być? Takiż to rozkoszny był dotąd los Polaków? Nie obrzydłaż tobie polskość twoja? Nie dość tobie Męki? Nie dość odwiecznego Umęczenia, Udręczenia? A toż dzisiaj znowuż wam skórę łoją! Tak to przy skórze swojej się upierasz? Nie chcesz czym Innym, czym Nowym stać się? Chceszże aby wszyscy Chłopcy wasi tylko za Ojcami wszystko w kółko powtarzali?” – „A po co tobie Ojczyzna? Nie lepsza Synczyzna? Synczyzną ty Ojczyznę zastąp, a zobaczysz!” .
„Powiedzże mnie: żadnego ty Postępu nie uznajesz? (…) Powiadam: – Szalony człowieku! Za postępem i ja jestem, ale ty Zboczenie postępem nazywasz. Rzekł mi na to: – A jakby tak trochę zboczyć, to co?” No i co takiemu Gonzalo („Z Gonzalem się zaprzyjaźniłeś, z Gonzalem chodzisz, a nich cię kaczka! Przecież ten człowiek na milionach siedzi!”) odpowiedzieć? Jak odpysknąć temu Gonzalowi, wydelikaconemu, światowo urodzonemu („Metys chyba, Portugalczyk, z perskiej tureckiej matki w Libii urodzony”), co chodzi za Chłopcami?
Co odpowiedzieć, kiedy Gonzalo uwodzi i mówi, że lepiej zboczyć, niż z polskością męczyć się bez końca? Kiedy nowoczesnością i postępem czaruje? Kiedy do Cywilizacji i Zachodu namawia? Kiedy potrząsają Gombrowiczem jak nowości kwiatem? Co odpowiedzieć? Odpowiedzieć, że maestro Gombrowicz już taki sam stary, jak Sienkiewicz albo i Żeromski. Ma on swoje uroki i jako odtrutka na Romantyzm skuteczny bywa, ale, jak cała literatura, wieczny przecież nie jest. „A toż dzisiaj znowuż wam skórę łoją!” we wspomnieniu września 1939 r. – to miało sens. Dzisiaj, czyli trzy ćwierci wieku później, tamten wrzesień to już historia. Obróciło się koło dziejów. Namawiać Polaków, by wyrzekli się polskości? Teraz, kiedy akurat nasze na wierzchu? Nie wróżę sukcesów. Polskość to już nie tylko te przegrane powstania, które wciąż wypominają nam „racjonaliści”. To obalenie komuny, papież, Solidarność, Unia, NATO, nobliści, zielona wyspa, wolność. Nie udało się? Udało. Samo się nie zrobiło.
Nie daliśmy się zaorać. Nie jęczymy pod rozbiorami, nikt nas nie napada. Ani pierwszego września, ani siedemnastego. Posłów, jakich sobie chcemy – głupich albo mądrych – swobodnie wybieramy. I nigdy nie byliśmy tak bardzo na zachód. Polska i polskość radzą sobie świetnie. Jak chcemy, to i unię (całkiem świeżo) możemy zawetować. Ideologiczne szaleństwa, proszę bardzo, ale nie naszym kosztem. Monopolu na sukcesy nie mamy, ale przecież nikt ich na świecie nie ma. Pewnie, zawsze można lepiej. Na wzrost gospodarczy i chleb, wcale nie taki gorzki, pracujemy. Po prośbie nie chodzimy. Dajemy radę. W tak pięknych okolicznościach wyrzekać się polskości? Nie ma głupich, panie Gonzalo. Sam sobie zbaczaj. Nie ma głupich.
najstarsze
najnowsze
popularne