Szalupy feminizmu

Artykuł drugiej potrzeby

Dariusz Kuziak 2012-04-18 10:47:32 liczba odsłon: 3175

Kiedy tonie statek, najpierw ratuje się kobiety i dzieci. 15 kwietnia 1912 roku na „Titanicu” – mija właśnie 100. rocznica katastrofy - pamiętano o tej rycerskiej zasadzie.
Dżentelmeńskie zachowanie mężczyzn na „Titanicu” znajduje odbicie w statystyce, sporządzonej przez Adama Kożuchowskiego („Tygodnik Powszechny” z 8 kwietnia 2012): „W sumie z I i II klasy uratowano 100 proc. dzieci i odpowiednio 97 proc. i 84 proc. kobiet, a mężczyzn tylko 34 proc. z I klasy i zaledwie 8 proc. z II (innymi słowy, w II klasie pasażerki miały 10-krotnie większe szanse przeżycia niż pasażerowie). Gdy nadeszła kolej na III klasę i cała akcja (ewakuacyjna – DK) stała się bardziej chaotyczna, kobiet uratowano 55 proc., dzieci 30 proc., a mężczyzn tylko 12 proc.”
Szczęśliwie dla niewiast, w czasie katastrofy nie pamiętano o płciowych parytetach. Sufrażystki wcale nie były jednak zachwycone. Spory odsetek kobiet, uratowanych z katastrofy „Titanica”, stanowił… poważne zagrożenie dla ruchu feministycznego. Co bystrzejsze działaczki szybko to spostrzegły. Jak pisze Adam, Kożuchowski „najsłynniejsza amerykańska feministka i anarchistka Emma Goldman ubolewała, że poświęcenie mężczyzn z „Titanica” źle wpływa na popularność postulatów sufrażystek.” No tak, dla ideologów (ideolożek?) nie ma życia tak cennego, by nie warto go utopić dla sprawy.

Pragmatyczny, choć wtedy młody jeszcze, Winston Churchill miał nadzieję, że katastrofa „utemperuje niektóre z młodych niezamężnych nauczycielek, tak zapiekłych w swym płciowym antagonizmie, które uważają mężczyzn za podłych i nikczemnych.” (Przy okazji – wiecie, jakie głupoty sto lat temu pisano w gazetach o wydarzeniach na „Titanicu”? Że to „kapitalistyczna zbrodnia”. Uwierzycie?! Zbrodnia! Przecież wszyscy wiedzieli, że to był zwykły wypadek.)   
Dla marynarzy sprzed stu lat postulat „kobiety i dzieci przodem” był zrozumiały i oczywisty. Czy byłby również dzisiaj, w czasach równouprawnienia i płciowych parytetów? Czy do szalup zapraszano by proporcjonalnie, zgodnie z ustawą, jak na listach wyborczych – do każdej nie mniej niż 35 procent kobiet, ale też co najmniej 35 procent mężczyzn? A jeśli już liczyć, to liczyć kobiety tylko na stanowiskach kierowniczych, we władzach spółek i w parlamencie? Czy też te w szalupach ratunkowych warto uwzględnić w rachunku? 

I czym zabezpieczyć się w krytycznej sytuacji? Przepisem i ustawą? Czy raczej rachować na galanterię, dobre wychowanie i dżentelmeńskie zachowanie, nakazujące dawać pierwszeństwo kobiecie, nie tylko w szalupie, lecz również w drzwiach? (No chyba, że wchodzi się do podejrzanej speluny, gdzie na powitanie można dostać w mordę...)
Feminizm i równouprawnienie – piękna rzecz! Nie tylko w przypadku katastrofy. Ale i one mają swoje naturalne ograniczenia. Jak bystro zauważył pewien tragarz, feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść szafę na drugie piętro.
Komentarze (1)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.