Myśli na autostradzie

Artykuł drugiej potrzeby

Dariusz Kuziak 2012-05-09 10:45:14 liczba odsłon: 3485

Nie mogąc uzyskać wiarygodnych informacji na temat stanu przygotowań Polski do Euro, postanowiłem, na miarę własnych możliwości – korzystając z najdłuższego weekendu nowoczesnej Europy – sprawdzić rzecz osobiście. Jak to jest z przygotowaniami do Mistrzostw Europy? Kompletna klapa, czy też przeciwnie – wszystko dopięte na ostatni guzik w biało--czerwonych spodenkach.
Jeśli zasadą polskiej polityki ma być: ani pół kroku przed Niemcami, to trzeba przyznać, że reguła ta jest stosowana z żelazną konsekwencją. Autostrada po obu stronach Odry jest – beton w beton – identyczna. Postanowiono widocznie, że nie będziemy wyprzedzać niemieckiej myśli technologicznej ani wprawiać naszych najlepszych sąsiadów w drogowe kompleksy.

Autostradę od granicy wybudowaliśmy taką samą, jaka za Odrą prowadzi w kierunku Berlina. Dwa pasy ruchu w każdą stronę i ani śladu asfaltu, jakby trasę z wielkich płyt poskładał. Są też dwie drobne różnice: 1) po polskiej stronie za przejazd trzeba płacić, 2) po niemieckiej stronie jeżdżą samochody, i to dużo samochodów. Znacznie więcej niż u nas.
Mimowolnie więc pojawia się polska myśl przekorna: po kiego licha  nam te autostrady, skoro od Strykowa po Rzepin (nie licząc kawałka pod Poznaniem) samochody, które ma się w zasięgu wzroku, licząc również te we wstecznym lusterku, można policzyć na palcach jednej ręki. Nie ma co biadolić, że nie mamy autostrad, skoro nie korzystamy z autostrad.

Pod Poznaniem, gdzie asfalt, jest nawet lepiej niż za Odrą. (O tym, by było szeroko jak pod Monachium czy gładko jak w Rotterdamie, nie marzmy, ale mamy przynajmniej przyzwoity europejski standard.) Starsze, dawniej budowane odcinki – Poznań, Września, Konin – wyglądają nawet lepiej niż te nowe. Widać, że budowano je starannie, bez pośpiechu. Autostradowego wjazdu do Warszawy – na Trasę Toruńską również nie trzeba się wstydzić. Pozostaje nieszczęsny odcinek między Strykowem a Warszawą. Ani przejezdności, ani widoków na przejezdność. Czyli pupa blada. Autostrada z dziurą w środku nie jest pełną autostradą. Nikt, no chyba, że jest ministrem rządu Donalda Tuska, nie może powiedzieć, że daliśmy radę i stanęliśmy na wysokości zadania. Nie stanęliśmy, nie daliśmy rady.

Najwidoczniej kompletna autostrada nie jest czymś w naszym stylu. Autostrada to nie manifestacja, nie da się jej zrobić na hura, ostatnim zrywem ani nadludzkim wysiłkiem. Gdyby była taka możliwość, powinniśmy – jak przed kartkówką – zgłosić nieprzygotowanie i poprosić o możliwość zorganizowania mistrzostw w późniejszym terminie, na przykład za cztery lata. Wtedy byłyby i autostrady, i metro w Warszawie, i może ciut więcej niż dwadzieścia kilometrów autostradowej obwodnicy pod Mińskiem Mazowieckim.
Ale nie przesadzajmy. Dworzec Warszawa Stadion jest tak uroczy, że nie muszę już nawet mieć wejściówki na inauguracyjny mecz z Grecją. Posiedzę tam sobie i wystarczy.
Komentarze (23)

Komentarz został dodany

Twój komentarz będzie widoczny dopiero po zatwierdzeniu przez administratora

Dodanie komentarza wiąże się z akceptacją regulaminu

  • najstarsze

  • najnowsze

  • popularne

Klauzula informacyjna
Szanowny Użytkowniku

Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” zaktualizowała swoją Politykę Prywatności. Portal tygodniksiedlecki.com używa cookies (ciasteczek), aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Wydawnicza Spółdzielnia Pracy „Stopka” i jej Zaufani Partnerzy używają plików cookies, aby wyświetlać swoim użytkownikom najbardziej dopasowane do nich oferty i reklamy. Korzystanie z naszego serwisu oznacza to, że nie masz nic przeciwko otrzymywaniu wszystkich plików cookies z naszej strony internetowej, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Można zmienić ustawienia w przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.