Jak pokazuje sondaż CBOS, tylko 44 procent Polaków jest zadowolonych z organizacji Euro, a 49 procent podchodzi do Euro obojętnie. „Eksperci i niektórzy politycy zwracają uwagę” – pisze „Rzeczpospolita” (17 maja br.) – „że rządzący przez ostatnie lata zmarnowali okazję do podniesienia poczucia dumy i zintegrowania społeczeństwa wokół tej imprezy.” To Polakom trzeba narodową dumę podnosić i ich integrować? I to nie jest szkodliwe dla zdrowia? Wydawało mi się, że szczytem polskiego patriotyzmu ma być majstrowanie z prezydentem Bronisławem Komorowskim biało-czerwonych kokard. Wolno przedszkolakom, raz do roku, i tylko przed 11 Listopada. A co nadto jest – jak mówi głos z góry – od Złego pochodzi.
Patriotyzmu nie ma co szerzyć, bo i tak jest go w Polsce za szeroko i ponad miarę. Nie ma co zwiększać zawartości Polaka w Polaku (jak cukru w cukrze), bo nic dobrego z tego nie będzie. Nie ma co Polaków patriotyzmem pompować, bo i tak napompowani. Lepiej zawczasu i profilaktycznie upuszczać im powietrza. Szczerze mówiąc, innej śpiewki się spodziewałem przed Euro. Spodziewałem się ostrzeżeń w ostrym tonie i pryncypialnych pouczeń. Spodziewałem się zatroskanych słów przestrogi przed nadmiarem, utyskiwań, że znowu się nalezie fanów biało-czerwonej, że flag i transparentów naniosą na gęsto, jak na 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu; że wstyd będzie takich zacietrzewionych kiboli Europie pokazać, bo zamiast okazywać sympatię i zrozumienie bratnim drużynom, będą rozrzutnie zdzierać gardła, ale tylko dla swoich. Co z pewnością nie pozostanie bez wpływu na nastroje i klimat rozgrywek. Kibic to, jak się słyszy, najgorszy sort patrioty.
Tak myślałem, ale okazuje się – źle myślałem. Z okazji Euro można więcej. I słusznie. Nie wiadomo, jakie przypadki zgotuje nam niepewny i kapryśny piłkarski los. Na stadionach mogą przyjść takie nieziemskie tryumfy, że zawartość Polaka w Polaku stężeje do granic nieobliczalnych albo i zgoła niebezpiecznych. A co będzie, kiedy klęski przyjdą? Piłka bywa kapryśna, a futbolową Hiszpanią przecież nie jesteśmy… Wtedy jeszcze gorzej. Patriota i kibic polski klęskami się żywi, przegrane, byle honorowe, kultywuje, oddaje cześć klęskom i katastrofami się wzmacnia. Potem znowu trzeba będzie studzić rozgorączkowane polskie głowy. Jak będzie, tak będzie… Chwilowo korzystajmy z dyspensy. Można się integrować i wbijać w dumę. Nie wiadomo, kiedy znowu nam pozwolą wyżej kokardy podskoczyć.