Co my robimy tym słupem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo… Mówimy – co przyznał nam prezydent Wojciech Kudelski: – „Tygodnik Siedlecki” tu jest i nie da się tego ukryć. Punkt startu: 6 czerwca 1982 r. Pierwszy samodzielny numer „Tygodnika Siedleckiego”, pierwszy rzut kostką losu. Stan wojenny, a na winiecie ciąży napis: „Pismo PZPR”. Więc od razu pod górkę. Cofasz się o trzy pola. Szczęśliwie jesteś jedynakiem. Na lokalnym rynku nie ma konkurencji, korzystasz z okazji i masz dwa dodatkowe rzuty kostką. Już nie pod górkę, ale w górę, nakład: ponad 46 tysięcy egzemplarzy. Dumnie przesuwasz się o pięć pól do przodu. PRL staje się RP. Z redakcji odchodzi połowa pracowników. Powstaje konkurencja i wróży „TS” rychłą plajtę. Maleje nakład, więc cofasz się o trzy pola. Z winiety spada też PZPR; co za ulga. Za to dodatkowy rzut kostką. Niech żyje wolność, wolność i swoboda. Idziesz na swoje. Zakładasz Wydawniczą Spółdzielnię Pracy, która przejmuje prawo do tytułu. Dziesięć pól do przodu.
Wolny rynek. Czujesz na plecach oddech konkurencji. Walczysz o swoje, przyjmujesz nowych ludzi, inwestujesz w sprzęt, zmieniasz drukarnię. Jeśli w pierwszym rzucie padnie parzysta liczba oczek, masz dodatkowy rzut kostką. Rok 1999. Znika województwo siedleckie. Bez wojewody, co poczniemy teraz? Powstają powiaty. „Tygodnik” z gazety wojewódzkiej staje się regionalną. Trzeba częściej wyjeżdżać w teren. Opuszczasz jedną kolejkę. Za umiejętność przystosowania się do zmieniających się warunków – ruszasz na podbój Łosic - dwa dodatkowe rzuty kostką.
Pomysł, by „Tygodnik” ukazywał się dwa razy w tygodniu, nie znajduje zrozumienia czytelników. Wydanie „Tygodnik Siedlecki - Informacje” okazuje się porażką. Nic dziwnego – tygodnik to coś, co ukazuje się raz w tygodniu. Przesuwasz się o jedno pole do przodu (za inicjatywę), ale następnie pauzujesz przez dwie kolejki. Wracają tłuste lata. Reklamodawcy tłoczą się przy kasie. W zamieszaniu puszczasz ogłoszenie o „telefonicznym dojeniu krów”. Na jedną kolejkę idziesz na urlop, żeby odpocząć. „Tygodnik Siedlecki” trafia do internetu, ma swoją stronę www. Na dwoje babka wróżyła: jak wyrzucisz czwórkę lub więcej, przesuwasz się do przodu o podwójną liczbę wyrzuconych oczek; jeśli nie, cofasz się podwójnie.
„Tygodnik” chcą kupić prasowi magnaci: Bauer, Orkla i Agora. Wielkie sumy mącą ci w głowie. Na krótko tracisz sterowność. Pauzujesz przez jedną kolejkę. W marcu 2011 r. okazuje się 1.500. wydanie, a 6 czerwca 2012 r. świętujesz trzydziestolecie „Tygodnika Siedleckiego”, stawiając słup ogłoszeniowy na pobliskim skwerku. Słup, przy którym można sobie zrobić fikuśne zdjęcie i który nie jest naszym ostatnim słowem, jest k… piękny. (To ostatnie zdanie miało być pierwszym, ale – jak natychmiast zauważył czujny sekretarz redakcji – radykalnie zmieniłoby to wymowę zamówionego jubileuszowego felietonu.) „Tygodnik Siedlecki” tu jest. Nie da się tego ukryć. Ciąg dalszy nastąpi niechybnie.
najstarsze
najnowsze
popularne